piątek, 31 października 2008

W biegu....




Nie mam tak zwanego czasa.
Tutaj macie PALUCHY ( znaczy ciastka takie) i coś dla ucha:


"Żaba story czyli historia wielkiej miłości żaby do jeża ".
Na dużym żółtym liściu ,w czasie dżdżu siedziała żaba, czemu właśnie tu
Nie wiedział nikt i żaba chyba też nie wiedziała, siedząc żuła perz
Kontemplowała deszcz, przeżuwając perz
A nieopodal żaby kucnął jeż dla towarzystwa żabie żuł coś też
W jeżynach żaba nagle rzekła mu:
"Ja Cię żetem Żużu naprawdę żetem, chcę Cię teraz tu".
I w żabie wzięła go ramiona
Kochanka-żaba, żaba-żona
A z długich rzęs kapały żabie szczęścia łzy
I tuli żabią twarz do jeża jak hełm się tuli do żołnierza
I tłumiąc łzy śpiewa mu "Only Ty"
Czy w szczęściu nie przeszkodzi różna płeć ?
Zażenowany jeż chciał żabie rzec
Nie zdążył, bo znów żaba go żetem i pieści dłoń mami snem
Pasjanse składa mu z samych żabich serc
I szepce mu: "Mój mały książę Jeżeli kiedyś zajdę w ciążę
Potomstwo mieć to w życiu najpiękniejsza rzecz
Urodzę Tobie jeżo-żabki tak trochę z ojca, trochę z matki
Tak jedno tę, drugie tę, Pół na pół"
Tak w życiu bywa, żabę kocha jeż
I pomyśl, ile szczęścia mógłbyś też
Przy żabie znaleźć, gdybyś Jerzym był więc proszę Cię z całych sił
Mój drogi Jerzy, kochaj żabkę swą
Byś i ty mógł uronić szczęścia łzy....
Miłego....

czwartek, 30 października 2008

Nie chce mi się

Nie lubię takiej pogody !!!
Za oknem ponuro, mgła, na drzewach resztki liści. Nawet ptaków nie ma.
Żabul leży na swoim fotelu i udaje, że go nie ma. Muszę go siłą wyciągać na spacery.On bardzo nie lubi być mokry co mu wcale nie przeszkadza włazić w kałuże.....

Z kurtki mi kapie, z nosa kapie, w butach chlupie..

Żabul stoi rozkraczony na środku przedpokoju i patrzy na mnie z wyrzutem !
Skąd ja mu słońca wezmę.
Wycieram mu łapy i brzuch do sucha, przemawiam czule, klepię w zadek. On idzie do kuchni i zanurza pysk w Chappi. Chrupie aż echo niesie.

Robię sobie ukochaną herbatę karmelową.

Szwędam się po domu....

Nie mam ochoty nic robić.

W łazience sterta ciuchów do prania.
Rzucam okiem w lustro. No tak - gorzej być nie może.
Muszę sobie przypomnieć o "cudownym" kremie (w lodówce), zrobić piling i maseczkę. W dodatku zrobiło mi się paskudne "zimno" i nos wygląda jak mały buraczek. Ohyda !

W sypialni, na suszarce, wisi dawno wyschnięte pranie. Na żelazku warstwa kurzu.

Na szafce, przy łóżku, sterta książek do czytania...

W przedpokoju wielkie reklamówki.
Dostałam buraczki, marchewkę, seler,pietruszkę i duuuuużo czosnku.Kochana Teściowa (wrrrr.. nienawidzę tego słowa).
Muszę coś z tymi warzywami zrobić.

Idę do kuchni,otwieram lodówkę i gapię się w zamrażalnik.
Żeberka,schab,karczek a może kurczak ??? Coś muszę zrobić na obiad a nie mam pomysłu...
W dodatku nie wiem o której Cris wróci bo ma teraz urwanie głowy.
Decyduję się na żeberka bo dawno nie było. Wkładam je do zlewu - niech się trochę rozmrożą.

Biorę kubek z herbatą i idę na kompa.
Buszuję po ulubionych stronkach. Czytając Marylkę przypomina mi się Sunny. Chyba o nim napiszę na blogu.
U Flavvi wspominki z urodzin. Ileż wspomnień... i nie zawsze radosnych.
Prunelka pisze o kostce... i znowu wspomnienia.

A robota w domu czeka.

Dzwoni Cris i zamawia na obiad barszcz. Ludzie kochani pierwszy raz nie chce rosołu !!!!
No to jeden problem mam z głowy.

Niedługo Zaduszki.
Pewnie się zjedzie rodzina .Trzeba ogarnąć chałupę i pomyślec o jakimś żarciu.

NIE CHCE MI SIĘ !!!!!!!!!!

Ale mam wyjście ??? Wzdychając ciężko idę do roboty.

Miłego dnia

wtorek, 28 października 2008

I po co mi to było...

Wczoraj poszłam wcześniej spać więc dzisiaj, skoro świt, obudziłam się niczym skowronek.
Za oknem "durno, chmurno, nieprzyjemnie".
Wlazłam na neta i buszuję po stronkach.

I po co mi to było ????

Na pierwszy ogień poszły blogi...

Blogi dzielą się na:
1.ulubione, którymi się rozkoszuję i napawam
2.filozoficzne czyli autor sam nie wie o czym chce pisać
3.wkurwiające

Już otwierając jakiegoś bloga wiem czego się mogę po nim spodziewać....

Najpierw kolory.
Czarna strona i żółte albo zielono odblaskowe litery są zabójcze dla moich oczu.
Różowe tło ze złotymi gwiazdkami - wiadomo jakaś "małolata pisze".
Potem treść - to jeszcze mogę przełknąć.

Ale najbardziej co mnie wkurwia to ORTOGRAFIA !!!!!! A raczej jej brak !

LUDZIE CO WYŚCIE ROBILI NA LEKCJACH JĘZYKA POLSKIEGO !!!

I gdzie byli wasi poloniści ??
Takich błędów nie robi szanujący się uczeń 3 klasy podstawówki !

A dlaczego np.Marylka, przebywająca poza krajem dwadzieścia z górą lat pisze piękną polszczyzną ?

W języku polskim nie ma słowa "rozumię" a ono niestety króluje w wypowiedziach nie tylko młodych osób.

Aby ochłonąć wstałam od kompa i udałam się do kuchni w celu zrobienia sobie herbaty (nie cherbaty jak piszą na blogach).
Dolałam do niej soku malinowego i miodu (profilaktycznie i dlatego że oba smaczne).Pokręciłam się przy kaktusikach i wracam do kompa.

Wlazłam na ulubioną stronkę a tam dyskusja o perfumach.

I następny wkurw !!!!

Mój PERFUM !!!!! i tak przez wszystkie przypadki....

No nie mogę ! Brzuch mnie boli jak widzę coś takiego i zęby zgrzytają ( nie zgżytajom jak piszą na blogach).
Ludzie skąd wam się to bierze ??
Czy "Słownik ortograficzny" to książka tak bardzo droga ???
No tak... zapomniałam, że czytelnictwo nam spadło. I to widać. Niestety..

Idę liznąć polszczyzny. Tej prawdziwej. A po południu udam się do biblioteki po następne 10 książek bo tyle przeważnie czytam w miesiącu.
Miłego dnia.

PS. Zobaczcie sami http://01-12-1982.bloog.pl/kat,0,m,3,r,2007,index.html

poniedziałek, 27 października 2008

Skarpetka, chleb i tabletka...

1.
Cris jak każdy wysoki mężczyzna ma nogę jak "podolski złodziej'.
W dodatku odpowiednio szeroką. I ciągły problem ze skarpetkami.
Albo za małe, albo za wąskie, za mało rązciągliwe i ściagacz mu się wrzyna w nogę.
Na szczęście udało mu sie ostatnio kupić kilka par tzw. bezuciskowych.

Idziemy z Żabulem na spacer. On, chory, szybko się zmęczył. Cris wziął go na ręce i targa do domu.Naraz mówi:
Cris: - Kurcze, coś mi zimno w prawą nogę !
Ja (ze zdziwieniem): - Dlaczego akurat w prawą? I czemu tylko w jedną?
On: - No nie wiem właśnie. Zobacz bo ja przez Żabula nic nie widzę.
Patrzę i robię wielkie oczy..

Na dworze ciepło więc Cris, któremu się nie chciało sznurować butów, założył sandały na rzepy.
Lewa noga normalna, ale prawa...
Pięta goła a z przodu powiewa skarpetka na 30 cm i Cris co i rusz sobie ją przydeptuje !

Wybucham śmiechem,zataczam się, z oczu ciekną mi łzy, nie mogę się powstrzymać i w takim stanie wchodzimy na klatkę schodową.

2.
Cris w pracy więc ja biorę Żabula na ręce, znoszę po schodach i wyprowadzam na spacer. On idzie powoli. Dochodzimy do osiedlowego sklepu.
Rozglądam się ale nie mam gdzie przyczepić smyczy. W dodatku pada drobny deszcz.
Trudno - mówię do psa - idziesz ze mną.
Wchodzę i od progu rzucam w stronę sprzedawczyni.
Ja:- Przepraszam, mam chorego psa, nie mogę go zostawić pod sklepem na deszczu. Chciałam tylko bochenek chleba.
Stało kilka osób. Rozstępują się. Ja biorę chleb, płacę i wychodzę ze sklepu z psem na smyczy.On drepcze powoli, w końcu staje i się nie rusza.
W tym momencie uświadamiam sobie, że muszę go wziąść na ręce. A jeszcze chleb..Brakuje mi rąk.
Kurcze co robić?
Chleb jest w foliowym woreczku zamkniętym plastikowym klipsem.Łapię za ten klips zębami. Schylam się, podnoszę psa i idę do domu. Mijam ludzi, którzy dziwnie na mnie patrzą. Mija mnie sąsiad w samochodzie, tak się gapi, że mało w latarnię nie wjedzie...
No ja myślę !
Idzie baba, targa na rękach psa a w zębach worek z chlebem.

Wraca Cris z pracy i od progu mówi:
- Spotkałem Marka (sąsiada).
Ja: - Tak ? I co ?
Cris: - A nic.Tylko mi zazdrości bo mówi, że ja to mam wesołe życie z tobą. Bo u nas albo śmiechy słychać albo jakieś harce wyprawiasz....

3.
Crisa boli kręgosłup. Lekarka dała tabletki i zaleciła zmienić pracę.Cris zły jak nieszczęście
Ja: - Wiesz co ? Jak ona ma tylko takie rady to ja bym zmieniła... ale ją. Na innego lekarza.

Po południu Cris się śpieszy, musi coś pilnie załatwić. Wychodzi z domu.
Ja sobie przypominam, że chyba nie wziął lekarstwa.
Rzucam się do otwartego okna i wołam:
Ja: - Cris brałeś taabletkęęęę ?
Na to z dołu odzywa się ulubiony sąsiad- figlarz ( którego ja nie widziałam).
Sąsiad: - NIEBIESKĄ ???????

Miłego dnia

niedziela, 26 października 2008

Uprzejmie donoszę...


Dziękuję wszystkim bardzo za wsparcie i słowa otuchy.

Żabul zdrowieje.
Nie bierze już zastrzyków tylko tabletki.
Wychodzi na krótkie spacerki na których chce biegać ale jeszcze nie wolno.
Tylne nóżki za słabe i szybko się męczą.

Cris w pracy więc ja go targam po schodach a waży 15 kilo.

Żabul żre jak koń. Oprócz 2 mich kaszy z mięsem stale podjada swoje Chappi.
Zeżarł nawet psie ciasteczka na które do tej pory miał dłuuuuugie zęby.

Będzie dobrze.
Miłego dnia
PS. Na zdjęciu- jeszcze zdrowy.

wtorek, 21 października 2008

Zmagamy się....

Jestem przerażona,niewyspana,nie mogę zebrać myśli.
Próbuję być sobą ale w głowie kłebią się okropności...

Czy tak zaczyna się starość ?

Żabul chory.

On taki wesoły, radosny, witajacy ukochanego pana w drzwiach. Kochający spacery i bieganie po lesie...
Wieczorem poszedł na długi spacer. Rano już nie wstał.

Leży bezwładnie biedaczek i nie może ruszyć tylnymi łapkami,ma blokadę nerwów miednicy.

Pan lekarz nas pociesza, mówi, że nie jest za póżno, że zastrzyki powinny pomóc.

Cris poszarzał, mam wrażenie, że przybyło mu siwych włosów.
Tek ma czerwone od płaczu oczy.
Ja dreptam po domu, robię milion niepotrzebnych rzeczy, byle zająć ręce i umysł.

Żabul nie pije.
Co pół godziny biorę strzykawkę, napełniam wodą, otwieram mu pyszczek i wlewam powoli do gardła.Ma być 20 razy dziennie inaczej się odwodni.

Zastrzyk za zastrzykiem. Żabul, z krótkimi przerwami, przesypia 2 dni.
Jest lepiej.

Wczoraj powoli stanął na nogi. Nie wiem co robić. Dzwonię do naszego weta. Pyta czy możemy przyjechać bo on teraz ma ważny zabieg.

Cris bierze ostrożnie psa, znosi po schodach do samochodu.
Lekarz go bada ostroznie. Mówi, że za szybko go pusciło co może być niebezpieczne.

Żabulowi nie wolno biegać. Mamy go nosić na rękach po schodach, żadnych gwałtownych i szybkich ruchów.

Zjadł michę.

Zaczął sam pić.

Zmagamy się nadal.....

poniedziałek, 20 października 2008

Ja i oni czyli post dla Prunnelli

Sytuacja 1

Chodniki u mnie wąskie i pełne samochodów. Czasem nie można przejść i trzeba zejść na jezdnię.
Idę chodnikiem, za sobą słyszę warkot samochodu ale idę dalej spokojnie.Warkot się nasila. Wtem słyszę klakson. Podskakuję ale idę dalej. Naraz przy mnie zatrzymuje się BMW, wysiada wypasiony facet i się drze:
On: - Co nie słyszy, że samochód jedzie ?
Ja: - Słyszę i co z tego?
On; - To może by zlazła bo nie mogę wjechać?
Ja: - A od kiedy to chodniki są dla samochodów? I co mam iść jezdnią czy trawnikiem?
On: - Nie pyskuj głupia krowo!
Ja: - Hrabia się znalazł ! Sam się zamknij stary byku. A może pomóc ?
I wyciągam z kieszeni komórkę.
On dużo spokojniej: dobra, dobra.. i znika w samochodzie.
Po południu dowiedziałam się od sąsiada, że facet ma " na pieńku" z policją.

Sytuacja 2

Wróciliśmy z Crisem z zakupów. Stoimy tyłem do jezdni, ja nachylona, wyciągam torby z bagażnika. Naraz dostaję dubla z tyłu i wpadam do środka. Co jest?
Cris się rzucił na pomoc, wyciąga mnie i otrzepuje. Sprawdza czy nic mi nie jest.
Stoję z ogłupiałą mina a w oczach mam pytanie. I co się okazało?
Zajechał na chodnik samochód. Za kierownicą młody chłopak. Zagadany z dziewczyną, nie patrząc, otworzył drzwi i rąbnął mnie w wypięty zadek!
Cris chciał zrobić awanturę bo mu Skarba źle potraktowali ale chłopak ma tak nieszczęśliwą minę, że śmiać mi się chce.
Mówię więc: - Daj spokój. Nigdy nie byłeś zakochany?

Sytuacja 3

Jedziemy z Crisem samochodem. Jest bardzo ciepło więc w samochodzie opuszczone szyby.
Mam wystawiony na zewnątrz łokieć. Zatrzymujemy się na skrzyżowaniu, na czerwonym świetle. Za nami kawalkada samochodów bo sobota rano.
Odwracam się do Crisa i coś mówię.
Naraz czuję silne uderzenie i ból w łokciu. Rozdzieram się ze strachu. Kątem oka widzę znikający samochód !
Cris w szoku. Co to było do diabła ?
Zza kawalkady samochodów, z szybkością ze 100 km/godz, wyjechał mercedes, z prawej strony przejechał przez żywopłot, wjechał na chodnik pomiędzy pieszych, lewym lusterkiem uderzył mnie w łokieć i znika za zakrętem z piskiem opon.
Jedziemy na pogotowie. Na szczęście łokieć mam tylko stłuczony. Ale od tamtej pory już go nie wystawiam.

Sytuacja 4
( może nie samochód ale też na chodniku)

Mąż był w delegacji więc ja idę z Żabulem na spacer. Chodnik jest wąski, oprócz pieszych dużo rowerzystów.
Jest pod wieczór więc ciemnawo. Świecą wprawdzie latarnie, ale jest ich niewiele i dają takie jakieś światło, że jest bardziej ponuro.
Żabul idzie spokojnie, od czasu do czasu przystaje, podnosi nóżkę i odpisuje na psie listy.
Zaznaczam, ze cały czas mam go na smyczy.
Naraz zza moich pleców wyjeżdza baba na rowerze i buch w Żabula !
On się rozdziera, raczej ze strachu, a ja mam czerwone plamy przed oczami.Tym bardziej, że baba dalej się pcha rowerem ciągnąc za sobą Żabula bo smycz się wkręciła w koło.
Wpadam w furię !!!
Łapię babę za obszywki i ściągam z roweru. Ona coś mamrocze wkurzona.
Chwila, moment- warczę do niej.
Schylam się i odczepiam psa. Macam starannie, sprawdzam czy nie ma gdzieś krwi. Biorę go na ręce i odwracam się do baby. Ona się drze. Jest ode mnie dużo starsza. Robi się małe zbiegowisko.
Ona:- Jak chodzisz durna krowo ?
Rodzice uczyli mnie dobrego wychowania i szacunku do starszych, więc jeszcze spokojnie mówię:
Ja: - Słucham? Przecież to pani mi wjechała w psa!
Ona: - Cicho tam smarkata! Łazi toto po chodniku, przejechać nie można.
Więcej mi nie trzeba było.
Ja: - A pani co ślepa? A przepisy to się zna? Psa mi pani uderzyła!
Baba: - Bo go nie widziałam !
Żabul mi sięga do kolan - zaiste można go nie zauważyć !!!!
Ja: - A gdzie światło przy rowerze? A okulary co ? Zaparowały ?
Ona: - A zostały w domu bo ja z działki wracam ! Dzwoniłam ale idzie taka i nie słyszy !
Patrzę, że baba przy rowerze nie ma nic! Goła kierownica.Taka głupia czy taka bezczelna ?

Podchodzę do baby bliżej z psem na rękach. I mówię
Ja:- Zobacz Żabul ! Jaki kawał świeżego mięsa. Nie jadłeś jeszcze kolacji - nie masz ochoty się poczęstować?
On warczy ostrzegawczo.
Baba się cofa.
Ja: - Albo wiesz, lepiej nie. Nie wiadomo jakie stare te ochłapy. Jeszcze by ci zaszkodziły!
Baba się zapowietrza. Robi się chyba purpurowa. Chce coś odburknąć.
Krzyczy : - Bezczelność!
Na to z grupki gapiów odzywa się facet.
On: - Bezczelność tak? A mnie pani wczoraj w wózek z dzieckiem wjechała i też krzyczała, że nie zauważyła! W biały dzień!
I zaczął opieprzać babę z góry na dół.

Nie słuchałam dalej.
Poszłam do domu a tam sobie beknęłam z nerwów.


Miłego dnia

sobota, 18 października 2008

piątek, 17 października 2008

Proszę aby dzieci.....

Jak w tytule.
Proszę aby dzieci tego nie czytały ! Dorośli - na własne ryzyko. Dziękuję.


Siedzimy przy kawie.
Cris ogląda swój ulubiony program na Discovery, ja się nudzę.
W końcu mówię:
Ja: - Cris zróbmy coś bo nudno !
On patrzy na mnie.
Cris: - A co byś chciała robić?
Ja: - No..... jakbym miała te 20 lat mniej to byśmy zrobili dziecko. A tak to niebezpiecznie bo ja nie chcę być babcią własnego potomka.
Cris z szelmowskim uśmiechem i błyskiem w oku:
- Ale ja jestem za !
Ja: - Za babcią czy za dzieckiem ?
Cris: - No, za robieniem.
Ja: - Stary zbereźnik !
Wchodzi Tek.
Tek: - O czym rozmawiacie?
Cris: - O robieniu dzieci bo mamie nudno !
Tek: - Oooo! A na jakim etapie jesteście ?
Ja: - Teraz to ja jestem na etapie robienia kolacji a ty idziesz mi pomóc. I znikam w kuchni.

Siedzę na kanapie, obok na fotelu Cris z pilotem w łapie.
Ja robię przegląd prasy.Przerzucam leniwie kartki.
Naraz w oczy rzuca mi sie artykuł pod wymownym tytułem:"Siedem kroków do rozwodu".
Cris - mówię - a może byśmy się rozwiedli ?
On: - Nigdy!
Ja: - A czemu nie? Najpierw się rozwiedziemy a potem się znowu pobierzemy.
Dasz mi drugi pierścionek, kwiaty, dostaniemy nowe prezenty. Co ty na to ?
Cris: - A jaką ja mam pewność, że mnie będziesz drugi raz chciała. A może się rozmyślisz?
Ja: - Eee tam! A gdzie ja znajdę drugiego takiego coby ze mną wytrzymał, z taką....
Tek z drugiego pokoju:- megierą !!
Ja do Tek: - Przygadywał kocioł garnkowi !
A do Crisa:
Ja: - To co ? Nie dasz mi rozwodu ?
Cris: - Nigdy w życiu !!
Ja przymilnie: - A kochasz mnie ?
Cris: - Pewnie !
Ja ciekawie: - Tak ? A za co ?
Cris bez namysłu: - Za BIMBAŁKI !!!
Dobrze mi tak ! Chłopa pytać o takie rzeczy !
A głośno mówię:- E tam. Też wymyśliłeś !
Dwa obwiski, którym bliżej do kolan niż do brody ! No wysil się trochę. Za co mnie jeszcze kochasz?
Cris myśli chwilę : - za oczęta, za nosek, za włoski...
Ja: - No,no i za co jeszcze?
Cris: - Za rosół !!!!!
Ano tak, typowy facet !

Chwila ciszy.
Cris: - A ty mnie kochasz?
W tym momencie przypomina mi się "Skrzypek na dachu" więc mówię:
Ja: - Piorę ci koszule i gacie, podnoszę skarpetki, potykam sie o kapcie, przyszywam guziki, gotuję smakołyki, sprzątam chałupę, dmucham w ognisko domowe. A ty mnie pytasz czy ja cię kocham?
Cris: - To tak czy nie?
Ja: - Ależ tak tak !
Cris z szerokim uśmiechem: - To daj buzi.
Ja sie zrywam z kanapy, dopadam do niego i całuję wgniatając go w fotel.
Cris " robi karpia" i przez długą chwilę nie może tchu złapać.

No przecież sam chciał !

Miłego dnia.

czwartek, 16 października 2008

Tatusiek...

Zdublowały nam się tematy. Ten post umieszczam za pozwoleniem Stardust. Niech więc nie krzyczy.

1.
Dzwoni telefon. Odbiera mój Tato. Męski głos z drugiej strony.
Głos: - Ma pan woreczki ?
Tato: - Mam.
Głos: - Acha. To ja zaraz będę.
Tato: - Dobrze. I odwiesza słuchawkę.
Do dzisiaj nie wiemy kto dzwonił.....

2.
Telefon.
Głos: - Jest Tequila?
Tato: - Jest. Po czym odwiesza słuchawke.
Ja: - Kto dzwonił?
Tato: - Nie wiem, nie przedstawił się.
Ja; - A co chciał ?
Tato: Pytał czy jest Tek.
Ja: To czemuś jej nie zawołał?
Tato: Bo on nie powiedział, że ją prosi do telefonu. On tylko pytał czy ona jest.

Mija 10 minut. Telefon.
Głos: - Dzień dobry. Nazywam się tak i tak. Jeśli jest Tequila czy można ją prosić do telefonu?
Tato: Prosić można...
Odebrałam mu słuchawkę i zawołałam córkę.

3.
Ośmioletnia Tek.
Tato: - Tek jak się nazywa pan koń?
Tek: - Ogier.
Tato : - A pani koń ?
Tek: - Klacz.
Tato: - A ich dziecko?
Tek: - Źrebak
Tato: - No to kiedy koń nazywa się koń ????

4.
Tato trzymając w ręce pluszowego konika.
Tato: - Tek czy wiesz ile koń ma nóg?
Tek: - Dziadziusiu, to każdy wie, że cztery.
Tato: - Taak ? No to chodź policzymy.
Tek: - Dobrze.
Tato: - Dwie przednie ma?
Tek: - Ma.
Tato: - A dwie tylne ma?
Tek: - Ma.
Tato: - A dwie lewe ma?
Tek: - Ma.
Tato: - A dwie prawe ?
Tek: - No ma.
Tato: To ile to jest nóg ???

5.
Zamierzchłe czasy kartek na mięso. Wchodzimy do sklepu. Stoi parę osób.
Za ladą herod baba, za nią puste haki.
Tato czaruje sklepową, ona rozgląda się i przynosi jakiś ochłap. Pyta ile tego ma zważyc.
Tato: - Zważyć to pani może wszystko ale ja mam tylko 1 kg na kartce....

6.
Znowu mięsny. Puste haki ale stoi z 10 osób i czekają na cud. Tato podchodzi do lady.
Za ladą baba chociaż z wąsami.
Baba dowcipnie: - Czym mogę służyć?
Tato bez mrugniecia okiem: Poproszę kilogram polędwicy dla pieseczka.
Jakiś facet: - Panie coś pan zwariował ! Polędwicę dla psa ?
Na to Tato ze zdziwieniem: - A kto panu powiedział, że dla psa ?
Ja powiedziałem dla pieseczka. A ja tak żonę nazywam.
I wyszedł ze sklepu.

7.
I jeszcze raz mięsny i kolejka.
Tato wchodzi, rozgląda się, po czym mówi do mnie głośno:
- No tak, w mięsnym za rogiem też się nastałem ale za to mam żeberka...
Parę osób wypada ze sklepu.
Tato ze stoickim spokojem kończy:
- odgniecione w kolejce...
Miłego dnia.

środa, 15 października 2008

Na marginesie jesieni.....

Mimozami jesień się zaczyna .... a u mnie bezsennością chyba.

Nie mogę spać.
Tak po prostu.
Trzy słowa a ile treści.
Córka smacznie śpi, mąż pochrapuje. Żabul, rozwalony na pół naszego łoża, przez sen aż podskakuje i warczy, coś mu się śni.
A ja się kręcę z półdupka na półdupek, poprawiam poduchę i jasiek, moszczę się, szukam najlepszej pozycji.W końcu,wkurzona na maksa,odrzucam kołdrę, wkładam szlafrok,wstaję.
Cichutko, aby nie budzić rodziny, po ciemku, skradam się wężowym krokiem, do kuchni.
Taaa... zapomniałam, że Cris zostawia kapcie na środku sypialni. Ile razy już prosiłam- jak grochem o ścianę !
Potykam się i lecę z łomotem. Zatrzymuję się na otwartych drzwiach sypialni, w przelocie zapalam światło. Z ust wyrzucam "cholerę jasną",w oczach mam mord a w głowie jedną myśl - zabić potwora. Ale widzę, że będę musiała poczekać do rana bo dalej wszyscy śpią smacznie.
Cris, jak zwykle ,z poduszką na głowie a nie pod głową. Nic dziwnego, że nie słyszał łomotu.

Żabul, leniwie, otwiera jedno oko, patrzy na mnie jak na zjawę i ziewa.
- Ej-mówię cicho ale wściekle - kto ci pozwolił wleźć do łóżka? Zmiataj stąd.
Popatrzył na mnie krzywo z miną zbitego psa.
- No dobra, leż sobie - mięknę pod jego spojrzeniem.
I idę do kuchni.Wlazłam i się rozglądam jakbym nie do swojej wlazła.
Przez okno widzę, że w jednym z domów naprzeciwko też się pali światło.
Pochylam się nad moimi kaktusikami, macam paluchem ziemię, zastanawiam się czy by nie podlać bo sucho. W porę sobie przypominam, że to kaktusy i maja mieć sucho.
W międzyczasie zgłodniałam. Otworzyłam lodówkę, porwałam plasterek szynki, wzięłam butelkę z piciem i idę na kompa.
W domu ciemno, jak w uchu u Murzyna, nie chcąc budzić śpiących złapałam z przedpokoju latarkę (zaraz, zaraz a skąd ona się wzięła ??). Przyświecając sobie dolazłam do kompa, rozsiadłam się, buszuję.

Dopiero o 3.30 zaczęła mi się morda rozdziewać, powieki opadać z lekka, zwlokłam się z fotela i polazłam spać. O 5.00 rozdarły się wszystkie budziki w domu ale ja sobie spokojnie spałam dalej.

Znowu będę nieprzytomna...

Mam nadzieję, że nie wsypię cukru do ziemniaków zamiast soli jak ostatnim razem.

Miłego dnia.

PS. A to mój "kop" energetyczny na dzisiaj:




A to na dobry nastrój ( uwielbiam) :

wtorek, 14 października 2008

Jesienne nastroje




Jesień nastraja mnie pesymistycznie, niestety...
Całe szczęscie, że, jak na razie, pogoda jest wręcz cudowna.

Wczoraj, chyba z nudów, oprócz buraczków "popełniłam" dwie inne rzeczy.
Będąc na spacerze z Żabulem nazbierałam klonowych liści. Położyłam je na ławie w pokoju. Cris, ciekawskie stworzenie, zagląda mi przez ramię i oczywiście komentuje.
Przyleciała też Tek.
Tek: Mamo, na co ci tyle tych liści? Zaczynasz dietę?
Ja: - Chciałabyś..
Chris: A co będziesz robić?
Ja: - A co wy tacy ciekawscy ? Zobaczycie.
Wzięłam się do roboty. Oni mi kibicują. Kątem oka widzę, że i Tek i Cris, podkradają mi liście. Cris wystawił nawet koniec języka.
Tek się szybko znudziła i poleciała do swoich ziomków.Cris jeszcze się męczy ale w końcu mówi:
- Eeee...mnie to nie wychodzi tak ładnie. Mam za duże łapy. Ano ma.
Wyszedł nam bukiecik.
A potem pozazdrościłam siostrze i też upiekłam beziki.
Miłego dnia

P.S. Pomysł na bukiecik wzięłam z WŻ

Talerzyk


To jest odpowiedź na zagadkę. Widać talerzyk !
Miłego dnia

niedziela, 12 października 2008

Bateria....

Czy znacie Ludwika Jerzego Kerna i jego pisaninę w dawnym " Przekroju" ? O proszę:
" W domu Falczaków głową rodziny jest Falczak tylko Falczakowa nic o tym nie wie".
Albo:
"Pomijając wszystkie brzydkie wyrazy to Falczak NIC nie powiedział Falczakowej kiedy nowym samochodem nie trafiła w drzwi garażu"".

Boskie !
A piszę o tym dlatego,że....

Od tygodnia "siedzę" w słoikach. Robię sałatki na zimę z buraczków i czerwonej kapusty. To znaczy osobno buraczki a osobno kapusta.

Wiadomo - roboty trochę przy tym jest. Mycie słoików, zakrętek, warzyw.

Wczoraj w swojej gorliwości albo z pośpiechu, nie wiem, wyrwałam baterię ze zlewu w kuchni ! Ostatecznie mam przydomek "August Mocny" bo mam siłę w łapach.

Z ust wyrwało mi się nieparlamentarne słowo na k....

Stoję i patrzę na zewłok trzymany w ręce, na dziurę w zlewie i myślę co też mąż na to powie...

Cris - wołam niepewnym głosem, chodź no na chwilę, coś się stało....
Wołałaś mnie Skarbie - on staje w drzwiach kuchni, po czym robi wielkie oczy.
- O, miałaś mały wypadek przy pracy - mówi. I tak miałem zamiar to wymienić.
Ja: Ale mi przykro. No i niepotrzebny wydatek ( a w głowie myśl, że szlag trafił nowe buty).
-Nie martw się - Cris mnie przytula, całuje w czubek głowy, ubiera się i jedzie po nową baterię.

Oj mamo - mówi Tek - inny to by cię chyba zabił, albo przynajmniej opieprzył zdrowo.
- A swoją drogą to zdolna z ciebie bestia !


Miłego dnia

piątek, 10 października 2008

Zagadka

Cris, po obejrzeniu tego zdjęcia, zapytał: A gdzie talerzyk ???
A Wy jak myślicie - jest czy go nie ma ???

Miłego ....

czwartek, 9 października 2008

Sceny z życia wzięte....

Scenka 1

Lato. Upał 30 stopni w cieniu, nie ma czym oddychać.
Widzę, w pełnym słońcu stoi młoda kobieta z ogromnym brzuchem. Przed nią wózek z rocznym dzieckiem. Obok, pod drzewem, w cieniu, siedzi na trawie jej mąż. Pije, a raczej żłopie, prosto z butelki, piwo. Kobieta ledwo stoi, widać, że źle się czuje, dziecko w wózku płacze.
Kobieta prosi męża: Chodźmy do domu.
On,wyraźnie podpity: To idź, głupia krowo ! Czy ja ci każę tu stać?
Ona opuszcza głowę ale stoi dalej.
Taka głupia czy taka zakochana ?
No comment....

Scenka 2

Spacer z Żabulem. Przede mną idzie młoda kobieta. Pcha wózek z malutkim dzieckiem. Obok, luzem, idzie drugie, chłopczyk, tak na oko dwuletni.
Matka nie zwraca na niego żadnej uwagi. Pcha wózek jedną ręką, drugą trzyma przy uchu komórkę i gada, gada, gada... Idą tak spory kawałek. Dziecko nie nadąża za matką, woła: mama. Ona nie reaguje - zagadana.
Naraz chłopczyk się potyka i przewraca. W tym momencie matka się odwraca, podnosi go i wymierza solidnego klapsa....
No comment.

Scenka 3

Patrzę przez okno.
Widzę, idzie młoda kobieta. Włosy prosto od fryzjera, modnie ubrana, buty na bardzo wysokim obcasie, na nosie modne okulary. Przy uchu komórka.
Za nią idzie może 3 letni chłopczyk. Dziecko prowadzi na smyczy psa. To piękny, młodziutki golden retriver. Pies jest wesoły, radośnie macha ogonem. Naraz przystaje, podnosi nóżkę, sika. Chłopcu się to nie podoba. Podnosi nogę i chce kopnąć psa ale nie trafia i traci równowagę. Wywraca się. Widzę wykrzywioną twarz. Kobieta przystaje, odwraca się, podnosi dziecko. Po czym bierze smycz i bije po zadzie psa. Pies przysiada z bółu, podnosi łapę i przeprasza.
Cała trójka idzie dalej ale pies już nie macha radośnie ogonem....
No comment.

Scenka 4

Przystanek autobusowy.
Tłum ludzi. Stoi młoda kobieta z komórką przy uchu. Dookoła niej biega. może 4 letnia, dziewczynka rozpryskując kałuże. Matka patrzy ale nie reaguje, zagadana. Naraz dziewczynka się przewraca prosto w kałużę. Matka, z twarzą wykrzywioną gniewem, łapie dziecko, stawia, tarmosi a potem bije całą dłonią w twarz. Dziecko się zatacza i przewraca.
Wtedy z bloku obok wypada młody mężczyzna. Dobiega do kobiety i wymierza jej solidny policzek, kobieta leci do tyłu. On bierze dziecko na ręce, przytula.
Na odchodnym warczy: Taka z ciebie matka ? Od dzisiaj nie jesteś moja żoną. Zabieraj swoje rzeczy, szmato. I czekaj na wezwanie do sądu !
No comment.

Miłego dnia

poniedziałek, 6 października 2008

Słucham sobie...

O proszę:



oraz:Scarlett Johansson - Summertime
Miłego dnia

niedziela, 5 października 2008

W porządnym domu...

Wczoraj, mimo soboty, Cris był w pracy. Żabul, obrażony, że Pana nie ma, dał się wyprowadzić na spacer ale w domu mnie i Tek ignorował. Dostałam wnerwa strasznego !! No bo jak to jest ? Oficjalnie pies jest mój. Ja go karmię, rozpieszczam, kuruję w chorobie, zapewniam smakołyki i zabawki - ale jestem "tylko" dodatkiem do ukochanego Pana.Bo Pan to bóstwo, obiekt psich westchnień. Istota doskonała bo Żabula zabiera samochodem na spacery do lasu. A las piesek bardzo, ale to bardzo kocha.
- Czekaj małpiszonie - mówię do Żabula.
Nie dostaniesz na deser wątróbki ( a to druga rzecz, którą piesek uwielbia).
Mało się przejął, walnął się na kanapę i udaje, że śpi.

Jak się zdenerwuję to mnie ciągnie do słodkiego. Szukam po szafkach ale znalazłam tylko słone paluszki. Cholera, jak za czasów PRL-u. Królestwo za cukierka !!!!
Wpadłam do pokoju córki:
- Tek, zrób coś, bo zwariuję ! Coś słodkiego i to już !!
Tek : Chcesz buzi ?
Ja: Nie wymyślaj tylko szukaj.
Przekopała wszystkie swoje torebki i znalazła dwa lizaki. Jednego od razu wpakowała do ust, drugim się ze mną podzieliła.

Wlazłam na Skype,a i dorwałam siostrę. Pytam co robi.
- Testuję nową kuchenkę. Ma termoobieg i piekę beziki. Zostały mi żółtka. Nie wiesz co z nimi zrobić?
- Chruściki - mówię szybko i aż mi dech zapiera. Rety beziki, coś co uwielbiam. Dostałam ślinotoku.
- Zwariowałaś ! - mówi siostra - Po moim trupie. Ja je robię tylko na Sylwestra !!!
- Y..y no to nie wiem.
- Dobra, to poszukam przepisu na kruche ciasteczka. To na razie. Pa.
Ano pa. A Ślina mi napływa do ust z siłą wodospadu.

Mama jeść- rozdziera się mięsożerna Tek. No tak, zjadła słodkiego lizaka to teraz musi "zagryźć". Tym bardziej, że pachną kotlety.
- Zaraz będzie obiad - mówię. Ziemniaki się gotują.
W chwili, kiedy je odcedzałam, wrócił Cris. Żabul, z szybkością rakiety, wypadł z pokoju, drze mordę na całe osiedle, "opieprza" męża za nieobecność.
- Cześć dziewczyny- Cris uspokaja psa i rozdaje buziaki.
Jak Wam minął dzień ?
- A tam !- warczę. Myj łapy i chodź jeść. Zjedliśmy. Pozmywałam. Idziemy do pokoju. Po drodze potykam się o rozrzucone zabawki Żabula.
- Małpiszon - mówię głośno.
Cris popatrzył na mnie i mówi:
- Chodź Żabul, idziemy na spacer.

Poszli. Nie było ich z pół godziny. Wracają. Cris trzyma jakiś pakunek.
- To dla ciebie - wręcza mi go.
Rozwijam a tam kawałek ciasta z galaretką ( tak 30 x 30 cm).
Ja: - Co tak mało ? Aż strach to jeść.
Cris się złapał za głowę, Tek w śmiech a ja znikam w kuchni.
Godzinę później na stole stały dwa ogromne talerze "Szybkich faworków Wkn" ...

Miłego dnia

P.S." W porządnym domu zawsze powinno być coś słodkiego do herbaty" jak mawia moja mama.
Cytat pochodzi ze sztuki "Upiór w kuchni", gdzie gospodyni serwowała gościom ciasteczka z trucizną. Tylko nie pamiętam czy to był arszenik czy cyjanek....

Miłego...

sobota, 4 października 2008

Uszatek

W moim rodzinnym domu zawsze było dużo kwiatów.
Mama miała "rękę" i każdy, nawet najmniejszy, badyl pięknie jej rósł. Mój Tato, astmatyk" nie podzielał tej pasji i stale miał jej za złe. Narzekał, że nie można okna otworzyć, że nie ma do niego dojścia, że zajmują za dużo miejsca... Mama znosiła to ze stoickim spokojem. Czasami jednak wybuchała i zabierała kwiaty, które po jakimś czasie znowu się pojawiały.
Ja niestety odziedziczyłam po ojcu stosunek do kwiatów. U mnie ich nie było. Do czasu, aż u znajomych nie zobaczyłam kwitnących kaktusów. I zakochałam się.Kupiłam sobie parę sztuk i założyłam hodowlę. Chodziłam koło nich, chuchałam i dmuchałam. Rosną mi pięknie do dzisiaj (odpukać).

Rok temu dostałam od Tek śmieszny, malutki kaktusik z czterema uszkami. Nazwaliśmy go Uszatek. Nie był zbyt wymagający i rósł bardzo szybko. Co jakiś czas ktoś z domowników skarżył się, że go coś tam kłuje, ja rozdzierałam się, żeby nie dotykali mojej hodowli i tak sobie żyliśmy.
Na wiosnę postanowiłam przesadzić moje skarby do innych doniczek. Cała rodzina mi w tym pomagała. Jako ostatniego przesadziliśmy Uszatka. Miał już 16 uszek i kłuł nieziemsko. Przy okazji znaleźliśmy tabliczkę z jego nazwą -opuntia microdasys* Ale ja, zajęta czymś innym, nie załapałam...
Uszatek tak się rozrósł, że ktoś stale się na niego nadziewał i krzyczał wielkim głosem. Doszło do tego, że wyciągałam igiełki psu z nosa, bo tez się nadział !!!! I wtedy sobie przypomniałam ! Przecież to opuncja !!!!! Najgorsze cholerstwo jakie może być ! Trudno, podjęłam decyzję i wywaliłam cholerę na śmietnik....

Kilka dni później idę sobie z Żabulem na spacer. Spotykam znajomego bezdomnego, który w naszym kontenerze poszukuje puszek i butelek.
Patrzę - ma obandażowaną rękę. Pytam co się stało ?
On : -"Ale pani. Co też ludzie teraz nie wyrzucają. Złośliwie chyba ! Szukałem puszek i trafiłem na jakieś cholerstwo.Dziesięć lat nie byłem u lekarza a tu bez pogotowia się nie obyło ! Dwie godziny mi dłubali w łapie !!!!

No tak ! Chyba się nadział na Uszatka ale tego mu oczywiście nie powiedziałam.
Zemściła się moja opuncja, dobrze, że nie na mnie !!!!
Miłego dnia

* Opuntia microdasys (Opuncja drobnokolczasta) - gatunek rośliny z rodziny kaktusowatych. Występuje w centralnym i północnym Meksyku.
Gatunek ten nie ma cierni, ale liczne białe lub żółte mające 2-3 mm długości "włoski" (tzw. glochidy) zebrane w gęste grupy. Glochidy stanowią specyficzną formę cierni - są bardzo łamliwe i zakończone mikroskopijnymi harpunami które powodują zaczepianie się w skórze wywołując jej podrażnienia. Pomimo tego faktu, kaktus ten jest często uprawiany.



piątek, 3 października 2008

Szkic

Mam czasami takie dni, że nic nie muszę. Nie muszę sprzątać bo posprzątane, obiad na jutro ugotowany, pranie zrobione , wysuszone i poskładane. Tak było wczoraj.
Tek ze słuchawkami na uszach siedziała przed kompem. Cris wrócił z pracy z boląca głową, zjadł obiad, wziął psa i poszli spać. A mnie nudno bo nie mam do kogo gęby otworzyć.Włączyłam sobie film, słuchawki na uszy, siedzę i się napawam. Zdążyłam obejrzeć pół filmu jak się chłopy obudziły. Cris stwierdził, że tego filmu jeszcze nie widział, ale Żabul ma też swoje prawa i wyciągnął go na spacer.
Ja w tym czasie zrobiłam wcześniejszą kolację. Mąż jest stworzeniem mięsożernym, na obiad było spagetti neapolitano więc szybko zgłodniał. Zjedliśmy.
Siedzimy w pokoju, Cris ogląda jakiś film. Ja, wynudzona, zapomniałam, że jak chłop spokojnie siedzi to mu się nie przeszkadza. Coś mi się przypomniało i postanowiłam mu to powiedzieć....

Mam znajomych. Mieszkaja w domku, który z jednorodzinnego został przystosowany dla dwóch rodzin. Cały sęk w tym, że ową adaptację robił tzw. "fachowiec". Cris nie widział tego domu więc ja postanowiłam mu go narysować w rzucie.
Rysuję, bazgrzę na kartce, Cris mi zagląda przez ramię, w końcu stwierdza, że nic z tego nie rozumie.
Cris: - Słuchaj, co to jest ?
Ja: - Ściana, której nie ma.
- Jak to nie ma ?
Ja: - No nie ma, miała być ale nie ma.
- No to co tam jest?
Ja:- A bo ja wiem, taka wypustka, nie da się tego narysować. Zaznaczam, że to jakiś wariat przerabiał.
Rysuję dalej.
Cris znowu: A to co?
Ja: - Balkon.
- Słuchaj, chyba źle rysujesz, on ma być równo z tą ścianą.
Ja:- A skąd ! Właśnie, że nie jest. No nie da się tego rozrysować.
Cris:- Głupstwa gadasz.

Rysuję dalej,
Cris znowu swoje :- A co to ?
Ja:- Schody do domu.
Cris: Tak ??? A to z boku ?
Ja: Drugi balkon.
Cris: Jak to ? Schody na balkon ?
Ja: - No nie. Schody na ganek a obok balkon !
Cris: _ Wiesz co. Albo z Ciebie taki rysownik jak z koziej... albo ja nic nie rozumiem.
Ja: - Ale tego się nie da narysować !
Cris: - Moja droga ! Wszystko się da narysować. Daj ja to zrobię.
Ano dobrze. Jak on chce, to ja mu nie będę przeszkadzać. Niech rysuje.
Poszła jedna kartka, potem druga. Cris się lekko spocił, dziwnie na mnie patrzy. Ja mu usiłuję wytłumaczyć, on twierdzi, że nie rozumie.

Tek - rozdzieram się. Chodź no na moment. Słuchaj, skończyłaś inżynierię, miałaś rysunek techniczny. Znasz dom państwa N., pomóż nam go narysować.
Tek : - No co Ty mamo ! Nie da się. Tam jest jakieś wariactwo...

Cris się zdenerwował i mówi:- Co Wy, blondynki jesteście ? Musi się dać.
Wkurzyłam się. Starannie od nowa mu wszystko powiedziałam, Tek potakuje,on rysuje.
Trwało to z godzinę ale nam wyszło.

Cris popatrzył i mówi :- Wiecie co ? Ja muszę zobaczyć ten dom. Toż to chyba jakiś wariat przerabiał !!

No tak ! Znowu mnie nie słuchał. Przecież mówiłam, że "fachowiec".

Miłego dnia.

czwartek, 2 października 2008

Moje fascynacje cz.2

" FARINELLI - ostatni kastrat "

Moi rodzice, jako pierwszy zakup na nowe mieszkanie, zaraz po ślubie, sprawili sobie adapter-taki podłączany do radia. A do niego komplet płyt, jeszcze na 78 obrotów...
Czego tam nie było !!! Chopin, utwory Vivaldiego, Paganiniego, cały Jan Kiepura, Pola Negri...Muzyka towarzyszyła mi więc od najmłodszych lat. Słuchaliśmy wszystkiego oprócz jazz'u.
W rodzinie krąży anegdotka, że ja mając 3 latka zakochałam się śmiertelnie w pewnym osobniku. Nazywał się Karel Gott...Ponoć nie jadłam, nie spałam tylko marzyłam jakby go tu spotkać żywego. Swoją drogą miałam dobry gust bo głos to On miał (i nadal ma) jak dzwon !

Potem, na urodziny, dostałam wymarzony adapter o wdzięcznej nazwie "MISTER HIT". Mam go do dzisiaj i nie mogę używać, bo nigdzie nie mogę kupić nowych igieł do niego.

I oto ja, 30 lat póżniej, zrobiłam to samo. Wyszłam 2 raz za mąż i jako pierwszą rzecz kupiliśmy wieżę na płyty CD. Zaczęłam mozolnie kompletować płytotekę a zdobycie ulubionych nagrań na CD graniczyło często z cudem.
Potem przyszedł komputer z Internetem i to już była zupełna orgia bo znajdowałam rzeczy o których mi się nie śniło !! Przyznam się bez bicia, że ściągałam z Kazaa a potem z "Miśka" co tylko się dało. Kto z Was słyszał np. Niemena śpiewajacego po włosku ???
Moją edukację muzyczną zawdzięczam też panu Bogusławowi Kaczyńskiemu i filmom muzycznym.

Film "Farinelli- ostatni kastrat" (reż.Gerard Corbiau) obejrzałam całkiem przypadkiem.
Mąż był za granicą,właśnie wracał, była ciemna noc. Czekając na niego przerzucałam pilotem kanały w tv. I naraz boski śpiew - jak anioła głos. Scena, w której Farinelli śpiewa "ma liberte" i prawie "ogłusza" Haendla....
Zapomniałam o bożym świecie, zasłuchana. A potem polowanie na powtórkę aby obejrzeć całość. Udało się ! Co za uczta dla oczu, uszu i duszy. I pewnie obejrzę jeszcze nie raz, bo na kanale EUROPA powtarzają go co jakiś czas o 1 w nocy. .
Dla takiego arcydzieła warto zarwać noc.


Miłego dnia
c.d.n.