wtorek, 24 listopada 2009

Jak się rodzina.....

Jak się rodzina nie uspokoi to ktoś będzie chodził z ręką na temblaku!
Ja humoru ostatnio nie mam a oni mnie ciągle denerwują.
O co biega?
Już wyjaśniam.
Otóż,jak co roku,pod koniec listopada rodzina mi wrednieje i zaczyna o świętach gadać.Ja początkowo udaję, że nie kumam o jakie święta im chodzi,udaje głuchą strasznie i takie tam.Słowem babskie wykręty stosuję.
Ale oni są uparci i nie dają za wygraną.
No dobra,jak tak bardzo chcą,to ja jestem chętna porozmawiać.
Tylko, że ich bardziej interesuje świąteczny jadłospis niż bardziej przyziemne świąteczne sprawy.
Wzięłam kajecik swój,siadłam wygodnie na kanapie i notuję życzenia rodziny.
A oni marzą:a to by zjedni i to,a i jeszcze tamto.
Zanotowałam starannie i pytam Crisa czy ma zamiar zatrudnić kucharkę i sprzątaczkę a ja może wyjadę gdzieś?
On zrobił wielkie oczy i nie kuma o co mi biega.No to mu wytłumaczyłam, że święta to nie tylko żarcie ale także wielkie przedświąteczne porządki.
I zaczęłam harmonogram robót spisywać.
A potem zapytałam na kiedy urlop planuje, żeby mi w tym wszystkim pomóc.
On się wije, że nie ma urlopu,że w pracy jest potrzebny i takie tam.
Tek się zaczęła śmiać.No to jej rzekłam, że dla niej też mam harmonogram malutki.
Od razu jej humor minął,odęła się i poszła na kompa, do swoich ziomków.
Cris też zamilkł i mam spokój.
Ciekawe jak długo?
A co poza tym?
A nudy straszne!
Byliśmy w sklepie i widziałam ubrane choinki.Nawet ładne.
Zenki się wynieśli definitywnie więc czeka mnie mycie pięciu okien.Strasznie zafajdanych zaznaczam.
Jakimś klejem,zaprawą,farbą zafajdanych.
Próbowałam płynem do mycia okien ale nie puszcza.
Chyba jakiś rozpuszczalnik potrzebny będzie.
A wczoraj jadu upuściłam bo przyszedł taki jeden.
Kominiarz się kiedyś nazywał a teraz nie wiem bo nazwy się zmieniają.
Chciał kominy sprawdzić.
Bo mamy dwa,w kuchni i w łazience.
Ten w łazience to ja kazałam Crisowi papierem grubym zakleić bo strasznie z niego piździ jak wiatr wieje i kąpać się nie można. Bo zapalenie płuc murowane.
No więc ów kominiarz zobaczył ów papier i do mnie z gębą.
Nieźle trafił bo ja akurat humoru nie miałam.
Więc też otworzyłam gębę i dobitnie oraz głośno mu powiedziałam gdzie mam owe przepisy i nie on mi będzie mówił co mam robić we własnej łazience.
I już grzeczniej zapytałam czy w razie choroby z własnej pensji mi opłaci antybiotyki?
Zamknął się od razu,przepraszam powiedział,podsunął papier do podpisania i sobie poszedł.
No cham jeden.Ja przecież wiem, że przepisy nie pozwalają ale można chyba grzeczniej uwage zwrócić?
A ja tak mam, że jak kto do mnie z gębą to ja jeszcze głośniej.
A dzisiaj się czaję na sąsiada jednego.Też będę gębę darła.
Bo on,maniak jeden,płytki na podeście zrobił.
No,ja rozumiem,że chciał ładnie mieć.
Ale płytki,na zewnątrz budynku, powinny by mrozoodporne i specjalne a nie takie jak się w domu kładzie.
No więc on położył takie zwykłe.
Mżawka była więc mokro.Na płytkach wycieraczka gumowa,śliska.
No więc stanęłam jak z Żabulem szłam i się poślizgnęłam i poleciałam na mordę aż ziemia jęknęła.
Kolana sobie obtłukłam,"cholera jasna" mi się z ust wyrwała,worek ze śmieciami pięknym łukiem w trawę poszybował.
A ja leżę jak ropucha jaka!
Pozbierałam się jakoś do kupy,rozejrzałam czy ludzi nie ma,obejrzałam portki czy całe,pozbierałam śmieci,wzięłam psa i poczłapałam na spacer.
A dzisiaj nie ręczę za siebie jak sąsiada dorwę...
Będzie jatka!

Miłego dnia...

środa, 18 listopada 2009

Kaczki są wredne....

Wczoraj Cris wrócił z pracy taki skonany,że zjadł obiad i poszli z Żabulem spać.
Wstali na "Wiadomości".
Być może dlatego, że ja brechtałam głośno i pewnie ich obudziłam.
-A co ci tak wesoło?-pyta Cris.
- Koniecznie chcesz wiedzieć?-odrzekłam na odczepnego i dalej brechtałam głośno.
Ale się uparł,no więc mu wyjaśniłam.
Nie oglądam z zasady żadnych wiadomości,dzienników i takich tam.
Ale wczoraj coś mnie podkusiło.
I naczelna wiadomość dnia to oczywiście "Pan Prezydęt".
No zachorowało mu się.Podobno w czasie pełnienia obowiązków w dniu 11 listopada.No widziałam, że lało jak z cebra a on z gołym czerepem stał.I woda z wielkiego parasola mu się za kołnierz lała.
-I to ciebie tak cieszy?-nie zrozumiał Cris.
-A pewnie,że śmieszy bo to szopka jest.Podobno "Pan Prezydęt" się przeziębił i trafił do KLINIKI!
No rozumiesz; przeziębienie więc do Kliniki!
Będą mu badania wszelkie robić.
Pod kątem obecności świńskiej..tfu!.. chciałam powiedzieć kaczej grypy też!
I tą literową,co to wiesz,no tę A1/H coś tam,też mu sprawdzą.
Bo wiesz,"Pan Prezydęt" to aż kliniki trzeba.
A zwykły obywatel,na przeziębienie,to 3 dni zwolnienia dostanie,leki jakieś tam i 80%pensji.
Ciekawe czy "Panu Prezydętowi" też pensję obniżą o te 20 %....
Pośmieliśmy się oboje jeszcze chwilę ,zjedliśmy kolację i poszliśmy spać.
A dzisiaj rano stwierdziłam, że wredny drób się na mnie zemścił!
Bo nie wolno się naśmiewac z "Prezydęta".
No więc mam katar,z nosa mi leci,w gardle drapie,w kościach łamie.
Jak nie przejdzie to pójdę do wracza.
Ciekawe czy mnie też do kliniki skieruje?

Miłego dnia

wtorek, 17 listopada 2009

Jesiennie...

Jesień na całego.
Przestało padać i przez dwa dni była prawdziwa polska,złota jesień.
No więc chodziłam z Żabulkiem na dłuższe spacery co zawsze kończyło się wqurwem.
Ja rozumiem,że też bedę stara i niedołężna.
Ale wtedy chyba będę siedzieć w domu a nie będzie mnie gnało po świecie.
Na moim osiedlu są wąskie chodniki,obok jest ścieżka rowerowa.I szeroka jezdnia.
No więc liczyrzepy nie mają gdzie rowerami jechać więc muszą po chodniku.
Po chodniku idę także ja z psem.
I dlaczego ja mam chodzić po kałużach bo liczyrzepa na mnie dzwonkiem tarabani.
Bo przejechać nie może po kałuży.
Żeby było jeszcze ciekawiej to one przeważnie całymi stadami na tych rowerach.
Żeby to jeszcze były rowery bo na te pojazdy nazwy brakuje.
A wieczorem,po zmroku, można kaleką zostać bo o światłach to oni nie słyszeli.
Wiec jadą samym środkiem chodnika,po ciemku i wjeżdzają mi w plecy albo w Żabula.
Czy muszę pisać, że drę wtedy mordę na pół osiedla!
I chyba nie tylko mnie tak traktują bo słyszałam jak sąsiedzi też mordę darli.
I naprawdę żałuję, że w samochodach nie ma już korb.
Jak bym przywaliła jednemu z drugim....
I niech mnie nikt nie przekonuje, że jest inaczej bo baba za kierownicą to nieszczęście.
Wiem,bo za każdym razem,kiedy jest jakaś kolizja,zatarasowane przejście,niedozwolone parkowanie czy też "cudny" manewr-zawsze baba za kierownicą.
Ostatnio jedna taka nam mało samochodu nie staranowała bo wygodniej jej było pod prąd jechać.
A druga pytała o drogę.Cris jej wytłumaczył,żeby skręciła w lewo to ona,blondynka,skręciła w prawo.
I wpakowała się na czerwone światło i patrol drogowy.
Dobrze jej tak.
Niech się najpierw nauczy która ręka lewa a potem za kierownicę wsiada.
A tak poza tym to życie rodzinne mi zdechło.
Powoli zapominam jak się rozmawia z rodziną.
Nie ma do kogo ust otworzyć.Każdy zajęty swoimi sprawami.
Crisa cały dzień nie ma a jak już ma wolne popołudnie to odsypia zmęczenie.
Ale jedną taką ciekawą rozmowę odbyliśmy.
Na temat zdrady.
Omówiliśmy znane nam przypadki.
Tek stwierdziła,że "kobieta w złości nie zna litości".
Ja rozwinęłam wodze fantazji.
Cris tylko przerażne oczy robił.
Słowem bawiliśmy się setnie.
I doszliśmy do wniosku,że w każdym domu powinna być taka mała tubka kleju "SUPER GLUE"...
A po co?
To już mogę Wam tylko na uszko powiedzieć.

Miłego dnia

czwartek, 12 listopada 2009

Leje....

Dzisiaj będzie krótko.
Leje,leje,leje.....
Żabul chodzi na spacery co 3 godziny.
Wracamy mokrzy oboje.
Czekam kiedy mi zabraknie suchych ubrań i butów...
No to już wiecie jaki mam nastrój.

Miłego dnia

wtorek, 10 listopada 2009

Kredka...

Wczoraj miałam dzień pełen wqu...
A dzisiaj?
Tek robi makijaż.
"Tłucze" się po łazience,jakieś dziwne odgłosy słyszę a potem głośne "no żeż"...
-Córka,co jest?-pytam zaciekawiona.
Ona wychodzi z jednym okiem zrobionym,drugie jeszcze saute.
Tek:
-Wiesz mamo,dwa lata używam kredki do oczu.
Bardzo fajna,brązowa,nie ściera się,nie rozmazuje.Pięknie podkreśla oko.
Tylko strasznie twarda!
Dzisiaj patrzę,a na niej pisze jak wół:KREDKA DO BRWI!!!!!!

No,posikałam się.....

Miłego dnia для всех.

piątek, 6 listopada 2009

Że co? Aktualizacja?

Pogodę mamy taką,że tylko wziąć sznurek i najbliższej gałęzi szukać.
W środę Wam pisałam, że śnieg spadł.
W czwartek słoneczko tak grzało, że widziałam sąsiada w koszulce z krótkimi rękawkami.
A dzisiaj mgła straszna.
Dlatego wcale mnie nie dziwi, że moja głupia głowa protestuje przeciwko takiej aurze.
A protestuje w sobie tylko znany sposób czyli boli na okrągło.
Ale nic to,przyzwyczaiłam się już.
Od dwóch dni usiłuję przeczytać ulubione blogi i komentarze wpisać ale mi się nie udaje.
No bo tak...
Komputer ma taką właściwość, że od czasu do czasu trzeba jakieś aktualizacje zainstalować.
Ja mam sklerozę i staram się o tym nie pamiętać.
Ale są takie tam netowe "bóstwa", które rzecz kontrolują i komunikaty wysyłają o treści "aktualizacja gotowa do pobrania.Czy chcesz ją pobrać teraz?"
Ja usilnie klikam, że nie chcę (no bo właśnie bloga czytam) ale ona się uparła i ramka nie chce się zamknąć.
A nawet jak mi się uda ją zlikwidować to powraca jak bumerang.
Ale ja cierpliwa jestem.
Oprócz mnie na moim kompie pracuje także Tek.I ma też swoje ukochane programy.
I właśnie ostatnio taki jeden program wymagał aktualizacji.
Córcia mnie uprzedziła, że MUSI ją pobrać i że to CHWILĘ potrwa.
Ano dobrze.
I tak nie miałam już czasu siedzieć bo robota na mnie czekała więc ona,zgodnie z życzeniem,kliknęła na opcję tak przy pytaniu o pobranie.
No i owa aktualizacja zaczęła się instalować....
Po 16 godzinach ściągnęło 30 % !
I żeby było jeszcze śmieszniej blokowało wejście na inne strony!
Wściekłam się strasznie bo ile to będzie trwało a ja muszę do kompa,no muszę wręcz zerknąć na blogi...
A potem wywaliło Neostradę i owe 30 % szlag trafił.
No więc Tek wpadła na pomysł, że na noc zostawi włączonego kompa i niech się ściąga.
Jak pomyślała tak zrobiła.
I jak myślicie ściągnęło się?
A pewnie, że się ściągnęło.Tak 40 % a potem wywaliło znowu Neostradę hehe.
No przecież Wam pisałam, że Neostarda "mon amour",prawda!
Moja zwykle pogodna i miła Tek,wściekła się okropnie i stwierdziła, że ma "w życi" i nie będzie więcej pobierać.
I dlatego ja dzisiaj mogę Was na spokojnie poczytać i skomentować.
Może mi się uda zanim jakaś następna aktualizacja wyskoczy...

Miłego dnia.

PS.1. Jakby kto pytał to widziałam na jednym drzewie,przed zajazdem takim lampki choinkowe.Zapalone!

PS.2. Żabul mi niedomaga cosik...Daliśmy mu tabletkę.
Trzymajcie kciuki żeby pomogła.

środa, 4 listopada 2009

Nudenkowo...

Pamiętacie Sunny'ego?
Przyjaciela mojej Tek?
On zawsze tak zabawnie przekręcał wyrazy i zamiast "jest nudno" mówił,że jest "nudenkowo".
No więc u mnie nudenkowo,panie,nudenkowo strasznie.
W czwartek, przed Zaduszkami,wrócił Cris z pracy,zjadł obiad i poszedł z Żabulem na spacer.
Trochę ich nie było a potem wpadł zziajany małżonek mój i oznajmił, że w pobliskiej Biedronce otworzyli cukiernię.
Taką ze stolikami,kawą,ciastkami i lodami.
Ooooo,zainteresowałam się bardzo,bo wszelkie ciasta-mon amour!
Zapytałam więc Crisa czemu mi o tym mówi zamiast po prostu kupić coś do kawy.
- A bo dopiero wykładali towar na półki,a jutro otwarcie będzie.
Ano dobrze.
Następnego dnia stwierdziłam robiąc porządki, że mam za bardzo zamrażalnik zapchany.
Postanowiłam wykorzystać zamrożone warzywa i zrobić rybę po grecku na niedzielę.
Udaliśmy się do pobliskiej Biedronki zakupy "Świątalne" zrobić.Przy okazji cukierenke obaczyć.
W mojej Biedronce mrożone ryby kupuje się na stoisku mięsnym.
Stanęliśmy więc w kolejce liczyrzep.Ja studiuję długą listę oferowanych ryb.
Wybieram filety z morszczuka i pangę.
Cris mięsa kupuje,wędlinki jakieś wybiera,kiełbaskę mocno śmierdzącą (bo mnie wszystkie kiełbasy śmierdzą).
I kurze kadłubki dla Żabulka.
Potem prosi o ryby.
-Nie ma-słyszę z ust ekspedientki!
-Jak to nie ma?-nie dałam się wyprowadzić z równowagi.
-No,morszczuka i pangi nie ma. Jest halibut.
No tak,ja wiem, że jest halibut.Bardzo smaczna ryba zresztą.
I wcale się nie dziwię, że jest bo cenę ma z kosmosu.
Baba chyba widzi moją minę bo proponuje w zamian jakąś inną rybę po 18 zł/kg.
Zabijcie mnie ale nazwy nie pamiętam bo pierwszy raz ją słyszałam.
Jak sobie przypomnę to Wam napiszę.
No więc wzieliśmy ową rybę,zapakowaliśmy się do wózka i udajemy się do cukierenki.
W środku dwie znudzone ekspedientki prawie dłubią zapałkami w zębach.
Cris poleciał lody obadać a ja w ciastka wsadziłam nos.
Czytam nazwy ale nic mi one nie mówią.
Ekspedientka chciała byc bardzo miła więc mi zaczęła doradzać.
Poszłam za jej radą i wybrałam po 3 ciastka z trzech rodzajów.
Ona pakuje a ja widzę, że ciasteczka mają wymiar 2x3 cm. No malizna straszna.
Cena 3,80 za sztukę.
No żeż.
Cris wielkiego loda taszczy ale minę ma nieszczególną.
Popatrzyłam mu w oczy i już wiedziałam o co biega.
Bo dla Crisa nie ma większej zbodni jak NIESMACZNE lody!
Zjadł,wytarł rękę i pakujemy się do samochodu.
A w domu okazało się, że ciastka też są NIESMACZNE.
No normalnie trociny!
Stwierdziliśmy, że więcej tam nie kupujemy.
Następnego dnia,w sobotę,zaraz po śniadaniu, Cris pojechał tylko zobaczyć swoja fuchę.
Obiecał, że na obiad wróci.
Ja działam w kuchni.
Zrobiłam rybę po grecku,ugotowałam obiadek pyszny,i wszystko do sałatek przygotowałam.
A Crisa nie ma.Wściekłam się jak nigdy.
Posprzątałam łazienkę.Poskładałam pranie.
O 17 zadzwonił, że będzie o 18 bo znalazł rozwiązanie problemu jednego i właśnie je wprowadza w czyn.
A miał mi pomagać.
No przecież wiadomo, że kobiecie zawsze wiatr w oczy.
Złapałam odkurzacz i jeżdzę nim po całym mieszkaniu.
Naraz słyszę dzwonek.
-A jestes robaczku-myślę sobie.Już ja cię przywitam.
Złapałam z łazienki ręcznik wielki, zamierzyłam się mocno,otworzyłam drzwi i wypadłam na klatkę z okrzykiem: "o żeż ty"!!!
Usłyszałam łomot i tupot uciekających nóg.
No nic na to nie poradzę, że wystraszyłam dzieci sąsiada jednego.
No, znaczy, że Halołiny przyszły do mnie a ja na nich ze ścierką....
A wczoraj ów sąsiad na mnie dziwnie patrzył.Może powinnam go przeprosić?Jak myślicie?
W momencie kiedy ochłonęłam nieco wrócił małżonek mój.
A potem Cris z Tek zeżarli mi moją świątalna rybę.
No tak zaczęli żebrać,a że pachnie,że tylko skosztuja,że głodni są...
Więc muszę zapamiętać, że Cris i ryby to krótki żywot tych drugich.
A w niedziele byliśmy na cmentarzu.
Zimno było jak nieszczęście więc krótko byliśmy.Zapaliliśmy lampki.Cris modlitwę odwalił.Spotkaliśmy rodzinę, pogadaliśmy chwilę i poszliśmy.
I muszę zapamiętać, żeby następnym razem latarke do kieszeni wrzucić.
Bo ludzie mają dziwne pomysły i na ścieżce ławkę żelazną postawili.Ciemno było więc mam dziurę w najnowszych spodniach.
I brakuje mi skóry na kolanie.
Ale nic to,jak to mówią: do wesela się zagoi".
A potem u Teściowej swojej byłam i serniki dwa jadłam i herbatę gorącą piłam.
I gadałam,śmiałam się i wspominałam.
Bo ja lubię swoją Teściową,pisałam już,prawda?

A dzisiaj w nocy spadł pierwszy śnieg i mamy biało....
No nudenkowo,panie,nudenkowo.

Miłego dnia.

PS.Książkami mam się nie przejmować. Siestra stwierdziła:" u ciebie będzie im lepiej niż w mojej piwnicy".
No pisałam, że z niej dusza człowiek.