piątek, 26 lutego 2010

Dlaczego....

No właśnie.
Dlaczego ja,nic konkretnego nie robiąc,stale nie mam czasu.Doba za krótka.Po zrobieniu wszystkich rzeczy,które MUSZĘ zrobić codziennie zostają mi dwie godziny na moje prywatne sprawy.I w czasie tych godzin mogę czytać książki czy pisać bloga.Teoretycznie mogę.Bo naraz się okazuje,że właśnie w tym czasie Cris nie może znaleźć ważnych papierów (które sam schował "aby nie szukać") albo Tek MUSI lecieć na gg lub Skypa bo się umówiła.Jestem cierpliwa i staram się nie psuć domowej atmosfery.Gorzej jak nie mam humoru a wtedy wybucham!
Ostatnio dużo czytam,już pisałam.A do czytania potrzebuję tylko dwóch rzeczy: ciszy i spokoju.Mam 3 pokoje.Jeden to sypialnia.W drugim ryczy telewizor bo Cris film ogląda.W trzecim stoi komputer i słychać śmiech Tek.Dla mnie zostaje kuchnia lub łazienka.No więc warczę.
Właśnie czytam książkę,usiłuję się wgłębić w jej treść.
Staram się nie słyszeć telejajka i porykiwań córki.
Jednak nie mogę się skupić.Odkładam książkę,wstaję.Najpierw zamykam drzwi do pokoju Tek.Potem biorę słuchawki i wręczam Crisowi.
-Załóż-mówię.
On robi wielkie oczy i stęka,że po co,że on nie lubi i takie tam.
-Albo słuchawki albo gaszę telewizor.Nie mogę już słuchać tych wrzasków.Co ciebie tak podnieca w tym, że dwóch facetów lata ze spluwami za trzecim,krwawiącym.I czy naprawdę ta muzyka musi być taka przeraźliwie głośna?
-Musi-rzecze na to moje ślubne szczęście-bo jak mówią to nic nie słychać.
-Oj ty durak-mówię kiwając głową-ludzie,bodajże Japończycy,już dawno wymyślili urządzenie zwane pilotem.I ty przez cały film trzymasz je w ręku i nie wiesz po co.A tam jest tyle takich fajnych guziczków.I palce też masz odpowiednie do naciskania.
Cris popatrzył na mnie,na pilota,znowu na mnie.A potem się rozjaśnił cały i rzecze:
-No patrz,jaką ja mam mądrą żonę! Sam na to nie wpadłem!Dlaczego?
No właśnie dlaczego?

Miłego dnia

środa, 24 lutego 2010

Zakochany kundel....

Żabul się zakochał....
Leży biedaczek na kanapie,wzrok utkwiony w jednym punkcie i wzdycha tak,że firanki fruwają.
Leży tak jeden dzień,drugi,trzeci.W końcu nie wytrzymałam i postanowiłam,że trzeba coś z tym zrobić.
Zarządziłam zebranie nadzwyczajne po obiedzie i przy tradycyjnej kawie rzekłam do rodziny:
-Słuchajcie,mordeczki moje,ja już dłużej nie wytrzymam.Nie mogę patrzeć jak pies się męczy!Trzeba jakoś tej psiej łajzie pomóc.
-Ale w jaki sposób-dopytuje sie Cris-jak się pomaga takiemu,zakochanemu psu?
-No wiesz,szczęście ty moje,ja mam ci mówić,co należy zrobić?A przypomnij sobie jak to TY byłeś zakochany!I co wtedy robiłeś?
-Nie pamiętam.To było tak dawno-odrzekł Cris z wrednym uśmiechem.
-Tak?-pytam słodko,a w głowie szaleje burza z piorunami-taką masz sklerozę.No to od dzisiaj nie dostaniesz masła i innych rzeczy też.Sklerozę trzeba leczyć! A jak chcesz to ja ci mogę przypomnieć co wtedy wyprawiałeś.
-No,ja też pamiętam-rzecze z drugiego końca stołu Tek-z kwiatami latałeś,czekoladki przynosiłeś,na kawę zabierałeś,wiersze pisałeś,rachunki za telefon ci strasznie wzrosły i takie tam.I wzdychałeś strasznie.No i miałeś takie fajne,maślane oczy!
-Zaraz tam maślane-obruszył się strasznie Cris.
-Cicho,robaczki.Mam plan amortyzacji Żabula!
-Plan czego?-nie zrozumiał Cris.
-Oj co się czepiasz.Wiem co to jest amortyzacja.No ale skoro to Amor wypuszcza te miłosne strzały no to powinna myć amortyzacja.Proste nie?
Po krótkim namyśle rodzina przyznała mi rację.No więc przedstawiłam swój plan.Oni go zaakceptowali po czym został on wprowadzony w życie....
Na kanapie,na plecach,leży Żabul.
Na oczach ma plasterki świeżego ogórka.Ja,za pomocą starej szczoteczki do zębów,nanoszę mu na pysk farbę do włosów.No przecież trzeba zamalować siwiznę na brodzie i "fąflach"!
Cris,z wysuniętym koniuszkiem języka,starannie maluje Żabulowi paznokcie bezbarwnym lakierem.
A Tek zakręca psu papilota na resztkach ogona i dmucha na Żabula suszarką do włosów....
Piękny Żabul na randce z ukochaną a my gryziemy palce z nerwów.Mija godzina,druga,trzecia...
Wraca szczęśliwy Żabul i przyprowadza piękną Żabulinę...
A potem na Świat przychodzi 12 Żabulątek !!!!!

I nie wiem co było dalej bo w tym momencie rozdarł się budzik!

Miłego dnia

poniedziałek, 15 lutego 2010

Dla Zgagi....+ dopisek

aby wyszła z Rowa Mariańskiego.
Tak na szybko bo więcej napiszę jutro raniutko.
Rodzina jadła aż im uszy fruwały!!!!
Pyszne!

DOPISEK:

Zrobiłam wszystko zgodnie ze wskazówkami.Jako zieleninka wystąpiły u mnie pokrojone,zielone liście pora,suszona pietruszka i oregano (dużo bo lubię).
Okazało się, że mam za mały "zapiekalnik" bo po ułożeniu wszystkich warstw nie miałam jak wlać tego litra "zapomidorowanego" rosołu!
Ale baba sobie poradzi.Wzięłam drewniany patyczek,porobiłam dziury w zapiekance i łyżeczką wlewałam w nie płyn."Upchnęłam" go 3/4.
Po czym zapiekankę wstawiłam na blachę do pieczenia i do piekarnika.Piekłam 1 h i 20 minut po czym stwierdziłam, że doleję płynu i przykryję górę.
Tak też zrobiłam i piekłam jeszcze z 20 minut.
Wyszła w smaku bardzo dobra,my jednak wolimy bardziej rozgotowany ryż więc następnym razem dodam: albo gotowany ryż albo zwiększę ilość płynu.
A następny raz będzie na bank bo rodzina już złożyła zamówienie.
PS.Jest to danie na 2 solidne obiady więc naprawdę warto.No chyba, że rodzina z tych bardzo żarłocznych!
I jeszcze jedno-zapach,który wypełnia cały dom podczas zapiekania potrawy jest tak boski,że trudno wytrzymać!Praca ślinianek zapewniona!

Miłego dnia



czwartek, 11 lutego 2010

Dzisiaj....

Dzisiaj jem.
Pączki i chruściki.
Zamierzam duuuuuużo zjeść.
Raz w roku można.
I uważam siebie za bohaterkę.
Bo byłam w bibliotece i NIC nie pożyczyłam.
Mam inne rozrywki bo Cris znowu na urlopie.

Miłego dnia i smacznego "pączkowania" życzę.

sobota, 6 lutego 2010

Ach ta Zołza zołzowata...

Sama jestem zołzą straszną na użytek domowy. No ale tak publicznie być zołzą?
Zgroza!
No ale czytam blog osoby zwącej samą siebie Zołza.I owa osoba wrobiła mnie w blogowy łańcuszek.Czekałam kiedy to nastanie i bardzo mi miło, że mnie w końcu dopadła.
Na wstępie chcę napisać, że moje czytanie to bardzo dziwna rzecz.Czytam dużo, to prawda, ale nie zawsze tak było. W domu zawsze było bardzo dużo książek.
Mama,wracając z pracy,miałała po drodze 3 księgarnie i zawsze do nich wstępowała.I zawsze wychodziła z "łupem".
W czasie szkoły trudno mnie było zagonić do czytania.Słowo "lektura" wywoływało na mojej twarzy straszny grymas i dreszcz na całym ciele.
Ale mama pilnowała,zachęcała.Miała swoje niezawodne sposoby więc książka była przeczytana.
Kiedy już skończyła się szkoła i mogłam czytać dla przyjemności zaczęła się era kartek i pustek w sklepach.Po książki stało się w kilometrowych kolejkach.Byłam jedną z tych co stali.
Obecnie czytam dla przyjemności,to co chcę,bez przymusu.Nie zasnę jeśli nie przeczytam choć paru stron.
Z braku miejsca książek nie kupuję (albo bardzo rzadko),korzystam z zasobów miejscowej biblioteki.
No to teraz odpowiem na "łańcuszkowe" pytanka:

1. Co,gdzie,kiedy i za ile? Czyli najdziwniejszy zakup książkowy.
W czasach głębokiego kryzysu,u "Ruskich",na straganie.Przepięknie wydane bajki.Po rosyjsku.
A ostatnio na Allegro,3 tomową,ukochaną książkę za całe 17 zł.Bo ze starego zestawu ktoś mi ukradł tom drugi.
A ja bez tej książki nie umiem żyć!

2. Książka na bezludną wyspę. Co byś zabrał/ła?
I tu mam dylemat!Czy zabrać książkę ukochaną czy też taką, żeby mi na długo starczyła?
I tylko jedną ???
Chyba jednak coś Melchiora Wańkowicza

3. Tradycyjny kodeks, czy wirtualna? Która forma książki przetrwa?
Myślę,że obie chociaż sama jestem za tradycją.Nie ma nic przyjemniejszego jak szelest kartek,zapach farby drukarskiej,ten specyficzny klimat.

No to teraz moje pytanka:

1/ Co jesteście w stanie zrobić aby zdobyć książkę?
Ja stałam na mrozie 3 godziny.A jedną nawet....ukradłam!
2/ Książka o której ekranizacji marzyliście?
"Krystyna,córka Lavransa" i "Pachnidło".
Na obie się doczekałam i nie zawiodłam się!Chociaż do "Krystyny" mam pewne zastrzeżenia...
3/ Wasza najukochańsza książka?
"Krystyna,córka Lavransa" oczywiście.
4/ Co aktualnie czytacie?
John Maxwell Coetzee "Żywoty zwierząt".

Powinnam "ustrzelić" pare osób do odpowiedzi ale tego nie zrobię.
Do odpowiedzi na moje pytania zapraszam wszystkich w moich linkach i będzie mi bardzo miło jak weźmiecie udział w zabawie.
Tylko proszę nie piszcie o "Millenium!"

Miłego dnia

wtorek, 2 lutego 2010

Byczę się...

Mamy już luty! A ja odpoczywam po wstrętnym styczniu.
Niby nic szczególnego nie robiłam a czuję się jakbym kamienie tłukła gdzieś w kamieniołomie.
I nie mogłam się dopchać do kompa ale tak to jest jak ma się młode w domu.
Czy ktoś mi może powiedzieć czemu ja się tak koncertowo obijam?
Rozleniwiłam się w czasie Crisowego urlopu strasznie i mam tylko nadzieję, że mi to przejdzie z czasem.
No mówię Wam ludziska kochane NIC NIE ROBIĘ!
A co robię?
A czytam sobie.Takie tam różne,książki się nazywają.
I doszłam do wniosku, że osoby kochające czytać mają przesr...(niecenzuralne) w życiu!
No bo przeczytanie książki wymaga czasu.Raz więcej,raz mniej ale generalnie trzeba ten czas mieć.
A w czasie czytania człowiek nie robi nic innego.A tu rzeczywistość skrzeczy.
No więc człowiek ma do wyboru albo przestać czytać albo mieć głodną rodzinę i syf w chałupie.
Jeszcze pół biedy jak reszta rodziny weźmie się do roboty i chałupę odgruzuje.I pizzę na obiad zamówi.
A co ma zrobić osoba kiedy wszyscy w domu zaczytani?
No tragedia!
A co poza tym?
A szukam chętnego żeby mi choinkę rozebrał.Rodzina udaje głuchą a ja nie mam ochoty znowu za kata robić.
Cris już mi 2 tygodnie obiecuje,że "jutro to już na bank rozbierze".Tek też jest za tym,żeby jeszcze postała trochę.
No fakt, że piękna jest ale co? DO Wielkanocy będzie stała?
Jakby kto pytał to księdza po kolędzie też miałam.
Bo u nas jest tak,że ksiądz przychodzi po czym ze mną gada.Ostatnio całe 40 minut!
No mówię Wam,ciężko mu było wychodzić.
W tym roku ksiądz krótko siedział bo ja zwredniałam i Cris sam się z nim użerał.
Żabul się strasznie awanturował,walił łapą w drzwi i szczekał.
A normalnie nigdy tego nie robi.Dziwne nie?
Żabul ogólnie ma się dobrze.Głównie je i śpi.I chodzi na krótkie spacerki.
Co jeszcze?
Boli mnie kregosłup.Mocno boli.Ja wiem, że to od leżenia i czytania.
Wprawdzie Cris twierdzi, że to przez ową separację ale co on się tam zna?
I chyba zwredniał bo nie chce ze mną w karty zagrać....
No to idę dalej czytać.
Albo nie, pogimnastykuję sie trochę ze szczotką i odkurzaczem w ramach gimnastyki "kręgosłupowej".

Miłego dnia.