środa, 3 października 2012

Zawiesiłam się.....

bo znowu życie mi dało kopa w splot słoneczny. Coraz bardziej tracę wiarę w ludzi. Znowu muszę przeorganizować swoje codzienne życie. Nie wiem tylko czy te zawirowania będą czasowe czy trwałe. Na dzień dzisiejszy robię wszystko aby nie poddać się uczuciu paniki. Boję się strasznie czy podołam nowym obowiązkom. Nie mam cierpliwości,przygotowania,siły. Czy mam być twarda czy łagodna? Traktować jak dorosłego czy tłumaczyć jak dziecku? Nie stać mnie na fachową pomoc. Tak zwana "kochana rodzina" umyła rączki. Ale ja kocham Crisa,lubię i szanuję swoją Teściową. Nie dam jej zrobić krzywdy. Będę się nią opiekować jak potrafię,ile mi sił starczy. Dam jej przytulny pokoik,poczucie ciepła,wyleczę z depresji i przywrócę radość życia. Przypilnuję brania leków,spróbuję przywrócić pamięć. Wiem,że będzie ciężko,bardzo ciężko ale Cris i Tek pomogą. Trzymajcie kciuki. PS.Znowu zmiany na Bloggerze? Nie wiem jak się robi przerwy,nie mam czasu na edycję...

czwartek, 30 sierpnia 2012

O, jak ja lubię taką pogodę.....

a nie ten głupi żar lejący się z nieba.
Od razu mi wena wróciła i chęć do życia.I nie tylko mnie.Rodzina też ocknęła się z letargu i zaczęła mi życie umilać.
Zaczął Cris od przytargania mi reklamówy gruszek.
Czy ja wam pisałam,że gruszek nie jadam bo nie lubię?
No owszem zjem jedną od wielkiego dzwonu ale też taka gruszka musi spełniac pewne warunki.Powinna być lekko twardawa,wielka,Klapsa,najlepiej z tego drzewa co rośnie koło jaśminu w ogrodzie moich rodziców.Inne są beee.
A te przytargane przez małżonka mego są prawie plaćkate.No więc nikt ich nie je.Zagracają mi ćwierć stołu w kuchni,zaczęły mi muszki owocówki latać-wnerwiłam się z lekka i wracający z pracy Cris zaliczył "pogadankę".
Małżonek oczywiście uważał,że nie ma problemu,nie pozostało mi nic innego jak się sfochować.A że tych fochów trochę się nazbierało ostatnimi czasy,trzeba było jakoś oczyścić atmosferę.
I tu Cris ma problem...
Czy ja wam pisałam,że od pewnego czasu nie jadam ptysiów?
Bo zjedzenie takiego ptysia to był cały rytuał z Żabulem w tle.A kiedy psa zabrakło...
Krótko mówiąc nie smakują mi,więc nie jadam.
Jako że nie jadam,Cris nie może mi ich kupować jako łapówki.
No więc myślał małżon,myślał i przerzucił się na kosmetyki.
Przytargał mi kule musujące do kąpieli.
A ja kule od dawna uwielbiam mnóstwo za bardzo (to jest cytat)!
Tak po prawdzie to wszystkie kosmetyki do kąpieli to maja wielka miłość i namiętność.
Bo nie ma nic lepszego po ciężkim dniu jak pachnąca (i dłuuuuga) kąpiel.
Bo prysznic to już nie to.
Prysznic dobry dla Hamerykańców jest.
No i ewentualnie w upały.
Ale jesienią?
Albo zimą?
Nie,nie i jeszcze raz nie.
Nieprawdaż?

Miłego dnia

środa, 29 sierpnia 2012

Wywaliło mi notkę...

w kosmos! No żeż!
Idę napisać jeszcze raz!
Piórem,w kajeciku moim,póki wena nie zdechnie!
Uprasza się o cierpliwość!

środa, 22 sierpnia 2012

Mój komp kaput.....

mam nowy twardy dysk.

Przepadło wszystko co było na starym.
No cóż bywa.
Mówi się trudno i żyje się dalej.
Straciłam wiele rzeczy ale najbardziej nie mogę przeboleć zdjęć Żabulka...

Bo Azę mogę obfotografować w każdej chwili.

piątek, 3 sierpnia 2012

Na początku....

był mały,czarny,z poszarpanym przez braci uchem.
Po prostu szczeniak.
Nadprogramowy więc bez rodowodu.
Trafił do pierwszych opiekunów.Niestety,złych ludzi.
Od tych ludzi trafił do nowego opiekuna.Wspaniałego opiekuna,który pokochał,dbał,leczył,zapewniał michę i codzienne wielokilometrowe rowerowe wycieczki.
Ale czas mijał.
Niestety na starość jeszcze nikt nie wymyślił lekarstwa...
I dlatego mój brat (też w lipcu !!!!) przeżywał dokładnie to samo co ja rok temu.

A ponieważ jest moim bratem...

Bardzo mocno trzymam kciuki-niech znajdzie i niech adopcja będzie szczęśliwa.

wtorek, 31 lipca 2012

Zrobiło się ....

chłodniej.
Mogę więc normalnie funkcjonować.
Mogę dreptać po domu nie targając ze sobą butelki zamrożonej wody,nie dyszę jak parowóz i nie warczę na rodzinę.
W niedzielę zdychałam z upału i warczałam.
Więc Cris zabrał psicę i pojechał do swojej matki.Ona ma baaaaardzo duży trawnik przy domu po którym psica może biegać.Więc psica biega do wypęku.Jest wtedy absolutnie szczęliwa i taka.... no nie da się tego opisać.Ja się nią zwyczajnie zachwycam.Muszę foto zrobić ale zawsze zapominam o aparacie.
Nie było ich z 2 godziny.
Ja w tym czasie zrobiłam sałatę,obrałam pyry i upiekłam kurczaka ( wcześniej go rozparcelowawszy na części).
Ugotowałam michę psu.
Pokroiłam warzywa do sałatki na kolację.
Ogarnęłam sypialnię i łazienkę (Cris się golił i brał prysznic więc nachlapał).
I własnie miałam usiąść z książką jak Cris wrócił i przytargał ogromną ilość jabłek.
I coby się żonie (czytaj Neskavce) nie nudziło,zażyczył sobie kompotu,naleśników z jabłkami i ciasta.
Po czym siada i łapie za pilota.
I co robi Neska czyli idealna żona?
Uśmiecha się pięknie i mówi :"jak sobie życzysz,Skarbie"?
Otóż nie!
Neska udaje,że nie słyszy!
Psicę czochra uśmiechniętą i dalej siedzi na kanapie,dyszy,wodę z lodem z wysokiej szklanki pije,czyta i nóżką kiwa.
I tak do końca niedzieli z przerwą na obiad.
Bo w upały wolę czytać książki niż stać w kuchni.
No a w poniedziałek zrobiło się chłodniej więc był kompot i jabłka do naleśników.
Bo zanim zrobiłam ciasto naleśnikowe to rodzina (czytaj Cris),niby kosztując,wyjadła mi usmażone jabłka!
Więc dzisiaj smażę kolejna porcję owych jabłek bo jednak tych naleśników Cris mi nie podaruje.

Też tak macie,że Wam rodzina spod ręki wyjada co leksze kęski?


Miłego dnia.

sobota, 28 lipca 2012

Jakby kto pytał....

to moje komentarze u Zgagi i Srebrzystej latają po Onecie.
Bo pod notkami ich nie ma.
Znaczy norma.
Onet zawsze mnie wkur....znaczy denerwował,głównie latającymi po oczach reklamami.
Dlatego nie zdecydowałam się mieć tam bloga.

Ale Blogger też mnie czasami denerwuje.

Wszystko mnie denerwuje bo na dworze znowu upał!!!!

piątek, 27 lipca 2012

Nie mam siły pisać.....

upały mnie dobijają.
A siedzenie w kuchni przy włączonym piekarniku,ze słońcem grzejącym na maksa w kuchenne okno to masakra.
I od wczoraj nie mogę patrzeć na ogórki.Takie do kiszenia.
Cris przytargał chyba z tonę.Dostał od kumpla,który też nie może patrzeć na ogórki bo ma ojca z polem.
No więc Neska zakasała rękawy i następny upał spędziła w kuchni.W całym domu śmierdzi czosnkiem,dużo go dawałam bo Cris lubi w ogórkach.To niech ma.
Za to ja będę miała zupę ogórkową.Też bardzo lubię.

Przy okazji wyszło na jaw,że psica lubi zapach czosnku.Wąchała moją rękę mrużąc oczy,całkiem jak narkomanka.

Dzisiaj planuję się pobyczyć.
Obiad mam ugotowany,pyry tylko dogotuję.
Spacer z psem to przyjemność.No chyba,że spotkamy jakiegoś psa.
Wtedy Aza zamienia się w przekupę.Drze mordę na całe osiedle mimo kagańca na pysku.Ale głos ma piękny!

To idę zabić córkę bo "ukradła" mi kolejny tom przygód Wędrowycza!
A na półce 15 innych książek.Noż.

Miłego dnia.

PS. GDZIE JEST ZGAGA ???????

środa, 25 lipca 2012

Kiedy wyszłam.....

za mąż po raz pierwszy,szybko okazało się,że jestemy z dwóch różnych galaktyk.Z przysięgi małżeńskiej mąż zapamiętał tylko tyle,że ma prawa i wspólnotę majątkową.Byłam cierpliwa i nie robiłam awantur.
Do czasu.
Potem poleciały ostre słowa a następnie talerze.
Mąż nie był kompletnym debilem i "aluzju paniał".
Grzecznie zabrał walizki.
Odetchnęłam z ulgą nie wiedząc,że to dopiero początek walki...
To co wyprawiał ten człowiek....
Niech mu Bóg wybaczy bo ja nie mogę-ja jestem ateistką.
Rozwód ciągnął się dwa lata.
Słowo "mężatka" wykreśliłam ze swojego życia na zawsze.

Jeszcze przed ślubem poznałam Crisa.Nasze drogi czasami się przecinały.Traktowałam go jak przyjaciela.Często mu się wypłakiwałam na ramieniu.On zawsze miał dla mnie dobre słowo.Bardzo dobrze czułam się w jego obecności.
I zawsze się dziwiłam,że nie ma dziewczyny ale długo go o to nie pytałam.
A kiedy już zapytałam...

Zanim zgodziłam się zostać żoną Crisa znalimy sie 14 lat!
Leci nam 13 rok małżeństwa.

Wczoraj nakrzyczałam na Crisa.
PIERWSZY RAZ!

Kłótnia trwała całe 15 minut.

A poszło o pierdołę.
Dzisiaj nawet nie pamiętam czy to był gest czy mina.
Ale przypomniło mi pierwszego męża...

Nie,nie jesteśmy na wojennej ścieżce bo Cris nie potrafi się na mnie gniewać.

Ale i tak czuję się podle.

A Cris ma dzisiaj imieniny....

piątek, 20 lipca 2012

Wypadałoby cosik skrobnąć....

ale weny całkowicie brak.
Korci mnie,żeby zmienić wygląd bloga.
Ten za bardzo mi się kojarzy z Żabulkiem.
A przecież minął już rok odkąd mamy nowego psa.
Pewnie chcecie zdjęcie?
A proszę bardzo! Czy widzicie jej piękne oczy?



Pozdrawiam wszystkich,którzy tu jeszcze zaglądają.
Miłego dnia

sobota, 25 lutego 2012

Coś się dzieje....

ze mną niedobrego.Totalne olewactwo i apatia.Szybko się męczę i psychika mi siada. Nawet czytanie książek mi nie idzie. Pogoda jaka jest każdy widzi. Dziękuję Wam bardzo za trzymanie kciuków. Nie pisałam od razu bo po prostu nie miałam czasu. Kiedy w poniedziałek wpadliśmy z Crisem do szpitala o 10.30 (operacja zaplanowana na 11) okazało się,że Teściowa już jest operowana. Z miejsca adrenalina mi się wybitnie podniosła,Cris zbladł jak ściana.Latamy po korytarzu ale nie ma nikogo,kto udzieliłby nam jakichkolwiek informacji na temat "co i dlaczego". A potem drzwi się otworzyły i wywieźli Teściową na salę. Czy ja Wam pisałam,że moja Teściowa ma 3 synów i 3 synowe? Więc nie dźiwcie się,że do opieki nad nią zostaliśmy sami z Crisem. Usiadłam więc na stołeczku i delikatnie wzięłam Ją za rękę,pokłutą kroplówkami i wenflonem.Ona na chwilę otworzyła nieprzytomne jeszcze oczy,popatrzyła na mnie,uśmiechnęła się słabo.
Wyszeptała: "Jak dobrze,że jesteś" i znowu zasnęła. To już wiecie dlaczego ja ją bardzo lubię. A potem zaczęły się codzienne,kilkukrotne w ciągu dnia wizyty w szpitalu. Napatrzyłam się na ludzkie nieszczęście,na obojętność na ludzkie cierpienie.Nie mogłam zrozumieć znieczulicy.Znieczulicy ze strony "ukochanej rodziny" zaznaczam.

Na sali z Teściową leżała 80-letnia staruszka podłączona do 3 kroplówek,2 tygodnie po operacji.I cągle padało słowo "hospicjum" z ust "kochającej" córki.

Sam szpital biedny,widać kryzys.Natomiast personel wspaniały.Nie było żadnych trudności z uzyskaniem jakichkolwiek informacji o chorej.
Pielęgniarki miłe i uśmiechnięte.

No więc dostały od nas kawę,czekoladki i piękny bukiet kwiatów.
I wcale nie uważam,że to była łapówka,nieprawdaż?

niedziela, 19 lutego 2012

Zrobiłam sobie przerwę...

świąteczno-noworoczną.Trochę się przedłużyła niestety.Z przyczyn nie zawsze zależnych ode mnie.No cóż,bywa.
Jeżeli napiszę,że od trzech tygodni nie wychodzę za często z domu to nie skłamię.A jeżeli już wychodzę (powolutku i ostrożnie) to tylko po to aby usadzić tyłek w samochodzie i udać się do lekarza.
Z racji nowej ustawy refundacyjnej i zamieszania na linii lekarz-apteka,adrenalina mi się wybitnie podnosiła.Co apteka to inne zastrzeżenia.Ciekawam kiedy w końcu zrobią z tym porządek...


Powyższej notki (zaczętej w czwartek) nie udało mi się napisać w całości.
Bo życie mi zaplanowało kolejną "atrakcję".

Jutro moja Teściowa ma operację.

Trzymajcie kciuki.