poniedziałek, 27 czerwca 2011

Blogger mi zrobił siurpryzę.....

I z tego co wiem to nie tylko mnie.Właśnie siedziałam na swoim drugim (bardzo prywatnym) blogu kiedy to sie stało.
To czyli Wielka Awaria.
No i się zaczęła zabawa.
Ja rozumiem,że awaria każdemu może pokrzyżować szyki,że niekiedy naprawa może potrwać trochę czasu ale...
Wystarczy poczytać wpisy użytkowników aby się zorientować jak reagowano na problemy.
Na dobrą sprawę do dzisiaj nie mam wyprostowanych pewnych krzywizn.
Na własnego bloga wchodzę "od strony kuchni",przy czym czuję się jakbym "wizytowała krze" (kto czyta Chmielewską wie o co chodzi).
Nawet mi się pisać o tym nie chce....

W związku z trzymającym mnie tak długi czas wqurwem gigantusem rzuciłam się na czytanie książek.Udało mi sie dopaść parę pozycji,które już od długiego czasu figurują na mojej dość pokaźniej "liście życzeń czytelniczych".
Odkryłam Pilipiuka i jego cykl o Jakubie Wędrowyczu.Zacieśniłam przyjacielskie stosunki z ukochaną panią bibliotekarką.Do tego stopnia,że parę książek dostałam "spod lady".
I jakby kto pytał,to ostatnio unikam jak ognia wszelkich książek psychologicznych.Nie chcę się dodatkowo dołować.Wystarczy mi do tego zwykłe życie.Bo przy ostatniej wizycie u kochanego Waldusia poryczałam się strasznie.
Nerwy mi puściły kiedy usłyszałam,że mamy się powoli przygotować na pożegnanie naszego psiego przyjaciela....

Bardzo,bardzo ciężko mi się z tym pogodzić.