poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Załańcuchowały mnie czyli Blog day 2009....

Obijam się ostatnio wyjątkowo i zawiesiłam pisanie notek na kołku.
Ale nie doceniłam moich blogowych,ukochanych żmijek!
Moje blogowe siostry wciągnęły mnie w blogowy łancuszek za co im z serca dziękuję.
Zmusiły mnie tym samym do ruszenia pupy,usadowienia jej przed kompem i napisania paru zdań.
A proszę bardzo!

Moje blogowe pisanie wzięło się z trzech powodów:
- z tęskoty
- ze sklerozy
- z potrzeby serca

Już wyjaśniam.
Będąc w wieku hmm hmmmm....balzakowskim zachciało mi się zmian w moim życiu.
Wyszłam więc ponownie za mąż.
Przez parę lat było to małżeństwo wyłącznie miesięczne,potem weekendowe aż w końcu oboje mieliśmy tego dosyć.
Tym bardziej, że kupiliśmy mieszkanie i prowadzenie dwóch domów za drogo nas kosztowało.
Ponieważ córka kończyła studia i nie chciałam jej odrywac od korzeni, została z moimi rodzicami.
A ja wyjechałam.
I zaczęłam dmuchać w ognisko domowe.
Ale los jest przewrotny i Cris znowu miał pracę w terenie.
Ja cały czas byłam sama w domu, z psem.
Do tej pory żyłam w domu pełnym ludzi,nigdy nie byłam sama,stale coś się działo.
I naraz radykalna zmiana.
W nowym miejscu cisza aż dzwoniła.
A ja lubię coś opowiadać,lubię się dzielić swoimi spostrzeżeniami.
No i kilka razy złapałam sie na tym, że nie pamiętam pewnych faktów.
Zaczęłam więć wszystko notować.
Pewnego dnia,szukając czegoś w necie,trafiłam na blogi.
I zaczęłam czytać.
Ośmieliłam się komentować.
Potem założyłam własnego bloga.
A potem się okazało, że najwierniejszymi fanami mojej pisaniny są moja siostra i moi rodzice.
Siostra wręcz uważa mnie za bardzo odważna osobę.
Zaczęli mnie czytać inni.I komentować.
Przeżyłam też ataki, mimo że nikomu nic złego nie zrobiłam ale chamy są wszędzie.
A potem się zebrało doborowe towarzystwo, które wręcz kocham.
I nie wyobrażam sobie dnia bez filiżanki kawy i ukochanych chałupek.

Mijka,
Zgaga,
Srebrzysta,
Anabell,
Beata,
Mironq,
batumi,
Kat
Joanna-córka Zgagi
Nieprasująca
Dikejka
Szpilka
i wszyscy w moich linkach także na drugim blogu

Dziękuję,że jesteście.

Osobne podziękowania składam Dusicielowi,który ma bloga zahasłowanego więc nie mogę go polecić.
Ale kocham miłościa wielką i żarliwą.

I błagam PAWEŁ (http://nieskoncentrowany-pe.blogspot.com/) wróć!

Z ciężkim sercem wybrałam ale wiecej nie wolno.

Polecam 5 blogów,wartych poznania:

1/ http://kiciaszara.blogspot.com/
Wbrew nazwie blog bardzo kolorowy,lekkie pióro i ciekawe spostrzeżenia.

2/ http://ot-tak-sobie.blogspot.com/
Moja ukochana zamorska wiedźma.Nie pisze często a szkoda.No i ma Rude!

3/ http://corka.blog.pl/
Mimo młodego wieku osoba twardo stapająca po ziemi.
Konsekwentnie realizuje swoje życiowe plany.


4/ http://igapisze.blogspot.com/
Za całokształt i za Biankę.

5/ http://roznewspominki.blogspot.com/
Za pokrewność dusz.

Zasady łańcuszka na dzień bloga są następujące:
1. Napisz na swoim blogu specjalną notkę, w której opiszesz dlaczego zostałeś/łaś blogerem? Czy blogi zmieniły coś w Twoim życiu? Co daje Ci blog? Czy dzięki blogom przeżyłaś/łeś coś ciekawego? Czy dzięki blogowaniu poznałaś/łeś interesujących ludzi?

2. Opisz również 5 blogów, które uważasz za warte poznania przez innych. Opublikuj linki do nich na swoim blogu i w ten sposób wytypuj ich autorów do naszej zabawy.
3. Umieść w tej notce naszą specjalną grafikę
4. Pod notką opisz zasady zabawy.



Miłego dnia

piątek, 28 sierpnia 2009

Depresja....

Dopadła nas długo obiecywana separacja.
Na dzień dzisiejszy wiem, że potrwa do grudnia.
Cris wyjechał,ja zostałam.
Bez samochodu,z codziennymi sprawami,zakupami,rachunkami.
Czekam kiedy się zapcha kran albo nawali lodówka czy pralka (odpukać)!
Staram się nie zwariować i walczę.
Bo na dodatek mam psa w depresji....
Jak mam wytłumaczyć psu,że pan nie przestał go kochać,że go nie opucił,że wróci?
Żabul leży pod drzwiami w przedpokoju,wzdycha ciężko i na każdy odgłos ma oczy pełne nadziei.
Na spacerach nie lepiej.
Bo a nuż z każdego przejeżdzającego samochodu wysiądzie ukochany pan....
I jak iść daleko jak w domu może już czeka ON?
Micha nie smakuje,psie ciasteczka nie pachną,zabawki nie radują....

Biedny Żabul!

Miłego dnia

PS.A Żabul ma dzisiaj urodziny. Kończy 15 lat.

czwartek, 20 sierpnia 2009

Jest pan świnią Panie B.

Podobno jest nad nami taka siła,taka istota nieziemska,która nas stworzyła.
Podobno siedzi sobie na złotym tronie i ma baczenie na cały świat.
Dobrze, że jest daleko.
Bo ja,ateistka, mam ochotę rozbujać nogę i kopnąć go w ten boski zad!
Żeby poleciał na orbitę inną niż ziemska....
Bo Panie B. pewnych rzeczy się po prostu nie robi!

PS.Wqurwa mam.
Szczegóły tam gdzie wiecie.

wtorek, 18 sierpnia 2009

Tak sobie myślę...

Podobno miarą naszego człowieczeństwa jest nasz stosunek do "braci mniejszych".
Czyli do zwierząt.
Czy aby na pewno?
Bo jeśli to prawda to prawdziwych ludzi ja w życiu spotkałam niewielu.
Nie potrafię spokojnie patrzeć jak są traktowane psy na spacerach.
Dobrze jeszcze jak ktoś w ogóle z takim psem wyjdzie bo różnie to bywa.
Mieszkam w społeczności osiedlowej.
Siłą rzeczy znam ludzi,chociażby z widzenia.
Od jakiegoś roku mam 2 nowych sąsiadów.
Czyli dwie rodziny.
Pierwsza to matka,dwoje małych dzieci,ojciec,dwa perskie koty i dwa psy labradory.
Rodzina aż miło popatrzeć.
Uprzejmi,mili,odnoszący się z szacunkiem do siebie i zwierząt.
Dzieci są kochane i to WIDAĆ.
Ale najbardziej mnie rozczula ich stosunek do zwierząt.
Oni nie mają zasłoniętych okien,okna są niskie.
Wstaję rano, wyglądam przez okno i widzę sąsiada.
Robi sobie śniadanie.
Dookoła szyi ma owiniętego kota.
Drugi kot siedzi na parapecie,ma zadarta głowę.Patrzy na pana.
Pan coś do niego mówi.Potem go głaszcze.
Bierze karton mleka, nalewa do miseczek,podstawia kotom.
Zdejmuje z szyi drugiego.
One piją mleko.
Pan pije coś z kubka i się uśmiecha.
Wchodzi jego żona.
Uśmiechają się do siebie i razem głaszczą koty....
Ale najbardziej lubię patrzeć jak wyprowadzają na spacer psy.
Psy są piękne,jeden czarny,drugi biszkoptowy.
Idą razem wymachując ogonami I WIDAć,po prostu WIDAć, że są szczęśliwe.
Nigdy nie widziałam, żeby ktoś te psy ciągnął na smyczy, żeby na nie krzyczał.
Zaznaczam, że na spacer(bardzo długi) chodzą kilka razy dziennie.

I druga rodzina.
Moi młodzi sąsiedzi.
Ona, on i ich roczny pies.
Pies rasy barneński pies pasterski.
Pies jest tak piękny, że mnie dech zapiera.
W dodatku ma wspaniały charakter.
I taką aksamitną sierść (wiem bo głaskałam nie raz).
Idealny pies do kochania.
I spacer takiego psa wygląda następujaco.
Najpierw jest puszczany na długość całej smyczy (10 metrów).
Pies się zaplątuje w krzakach więc jest ściągany,odplątany,opieprzony i po paru klapsach w tyłek.
Spacer?
Dwa razy dziennie na drugą stronę ulicy!
Przeważnie cały dzień siedzi sam w domu.
Po interwencji wszystkich sąsiadów zaczęli go wyprowadzać częściej.
Tydzień temu pojechali wszyscy nad wodę (mają domek nad jeziorem).
Wrócili bez psa!

A mnie cholera trzepie.
Dlaczego?

Chyba pójdę i zapytam co z nim zrobili.
Tylko czy powiedzą prawdę?

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Moje pierwsze wczasy...

W czasach mojej młodości durnej i chmurnej były trochę inne zasady przyznawania urlopów.
Żeby dostać pierwszy trzeba było przepracować cały rok kalendarzowy.
No to pięknie przepracowałam owe przepisowe 365 dni i dostałam pierwszy w życiu urlop.
Tak się złożyło, że rodzicielka dostała wczasy pracownicze dla 3 osób w pięknych polskich Międzyzdrojach.
Tato nie mógł z nami jechać (kończył jakiś ważny projekt),siostra studiowała,brat był w wojsku,wzięłam ze sobą swoją "psiapsiółkę" ukochaną.
Zdziwiłam się lekko bo my z mamą miałyśmy jedną wielką torbę na nas dwie a "psiapsiółka" sama jedna miała milion toreb,torebek i torebeczek.
Ciuchy na każdą okazję,apaszki,paseczki,koraliczki,bransoletek milion i innych duperelków.
Mnie się zawsze wydawało, że człowiek na wczasy jeździ w celach wypoczynkowych.
Miałam spódnicę na tyłku,jakąś bluzeczkę do tego,sandałki czy klapki,pod spodem kostium kąpielowy i jazda na plażę.
Ona codziennie,zaraz po otwarciu oczu,miała dylemat.
Najpierw leciała na balkon sprawdzić pogodę a potem otwierała szafę i się w nią wpatrywała z natężeniem.
Czekałyśmy z mamą cierpliwie,spóźniając się na posiłki.
Wytrzymałam tak dwa dni.Potem zostawiałam ją samą przed szafą i leciałyśmy z mamą na śniadanie.
Ona dobijała jakieś pięć minut przed końcem posiłków.
Ale tak poza tym to była super babka i urlop był bardzo udany.
Nie obyło się bez różnych przygód.
No bo dwie młode,dwudziestoletnie laski, same nad morzem to nader łakomy kąsek.
Więc trzeba rwać.
Zaczęło się od plaży.
Wiadomo, jak wygląda plaża w czas upałów.Łeb przy łbie,nie ma się gdzie obrócić.
Leżymy z "psiapsiółką" na kocu,za parawanem,smażymy się na pełnymm słońcu.
Wtedy nikt nie słyszał o dziurze ozonowej i raku skóry.Każdy chodził opalony i nie wiedział co to solarium.
Ja nawet kremów nie używałam i nigdy nie miałam poparzeń.
No więc leżymy plackiem.
Naraz czuję, że na kocu zrobiło się ciaśniej.
Otwieram oczy.
Przysiadło się do nas dwóch kolesi i pierdoły nawijają.
Ja nie mam ochoty na towarzystwo więc coś warczę mało uprzejmie.
Oni się robią nachalni.
Ja siadam na kocu.W oczach mam mord i minę mało uprzejmą.
"Psiapsiółka" też się wije.Naraz jeden z łapami do mnie.
No więc nie mam żadnych zahamowań.
Zrywam się z koca,staję w rozkroku i wreszczę:
-"A w zęby chcesz? Wynocha z mojego koca ale już" i chodakiem drewnianym się zamierzam na kolesia.
"Psiapsiółka" też jakąś torbą się zamachnęła.
Oni się zerwali z koca,warknęli pod nosem coś niepochlebnego i rozpłynęli się w tłumie.
A mną cholera trzęsie.
Noż chamy niemyte,wypocząć na wczasach ludziom nie dadzą.
Wieczorami było kino pod gołym niebem.
Żadnego filmu nie obejrzałam w całości bo zawsze się jakiś "amant" napatoczył i mnie wkurwiał do białości.
Lody i spacer nam proponował.Nie zrażało go nawet towarzystwo rodzicielki mej.
Tacy napaleni byli.
Dlaczego, ja się pytam?
Miałam na nich uczulenie straszne ale przecież nie będę w domu siedzieć na wczasach.
Ale czasami zdarzały się też zabawne sytuacje.
Zakwaterowane byłyśmy w domku jednorodzinnym.Pokój miałyśmy na piętrze a łazienka była tak jakby w piwnicy.
Schodziło się po bardzo wąskich i dość stromych schodach.
Na półpiętrze było duże okno.
Wylazłam ci ja rano, zaspana nieco, włos (długi) w nieładzie.
Odziana byłam w koszulkę zwiewną.
w ręce ręcznik i przybory toaletowe.
I udaję się do łazienki prysznic wziąć.
Wylazłam na schody i widzę, że z dołu sąsiadz pokoju obok,w samych majtkach,się gramoli.
Dwie osoby na schodkach nie miały szans się minąć,więc stanęłam na półpiętrze,na tle okna i czekam grzecznie.
Sąsiad idzie,podnióśł głowę,popatrzył na mnie, oczy wybałuszył,zachwiał się i zleciał ze schodów na sam dół jęcząc głośno.Na gołym brzuchu zjechał zaznaczam więc to i owo sobie obtłukł.
Na łomot wyleciała z pokoju "psiapsiółka" ma,łypnęła na mnie okiem,złapała mnie za rękę i wciągnęła do pokoju.
- Co jest?-pytam zła-Ja się jeszcze nie myłam!
- Wariatka-syczy ona.
- Czemu?-pytam zdziwiona.
- Na tle okna stałaś, słońce cię oświetlało od tyłu.Wyglądałaś jak goła.Każdy włosek na ciele ci było widać i cycki! I majtek na tyłku też nie masz!
Aaaaaa! To się nie dziwię, że facet zleciał na mordę.
Pardon, na brzuchu znaczy zjechał.
Ach te chłopy .......

Miłego dnia

czwartek, 6 sierpnia 2009

Nadal siedzę i oślepiam...

Nadal siedzę w słoikach.
Aktualnie robię ogórki-małosolne i korniszony.
Jest nadzieja, że dzisiaj skończę.
No chyba, że słoiki najpierw wykończą mnie...
Wytrzymam,nie?
A potem zaczną się śliwki i gruszki.
O matko!

Co jeszcze?

A nudy straszne jak to latem....
O, przypomniałam sobie!
Oślepiłam sąsiada jednego!
Nie moja wina.
Mógł się nie gapić.
Upał jest więc latam po domu bez "rusztowania".
W koszulce na cieniutkich ramiączkach.
Bo chłodniej wtedy.
I właśnie wyglądałam przez okno bo Cris z pracy wracał.
I wywaliłam cycki vel bimbałki przez parapet.
A duże mam zaznaczam.
I wtedy się sąsiad,Bambułą zwany,napatoczył.
Z samochodu wysiadł swego.
Popatrzył, gębę otworzył,idzie i się gapi jakby miał na co!
Nic dziwnego, że się potknął i poleciał na ryja.
A wtedy ja się gapiłam z otwartą gęba jak się z chodnika gramolił!
Cudne mamy widoki,nieprawdaż?

To pa.
Lecę wykańczać.
Słoiki albo siebie.

Miłego dnia.

sobota, 1 sierpnia 2009

Miałam ci ja....

Miałam na sobotę dużo planów.
Mieliśmy raniutko jechać na targ.
Miałam się byczyć, na kocu, z książką.
Miałam łazić po trawie.
Miałam "wąchać kwiatki,stokrotki i bławatki".
Miałam nie gotować obiadu.
Mieliśmy jechać do "Psiego Raju" aby piesek się wybiegał i był jeszcze szczęśliwszy.
Mieliśmy w planach rodzinnego grilla.
Pogoda jak marzenie.
I co?
I wielkie g...
Bo w piątek wrócił Cris z pracy i oświadczył, że w sobotę pracuje.
A podobno mamy 5 dniowy tydzień pracy?

Miłego dnia.