wtorek, 28 kwietnia 2009

Naobiecywałam...

Ano naobiecywałam ludziom notki różniste napisać. Chyba w pijanym widzie bo ja czasu nie mam...
No dobra!
Przyznam się bez bicia, że wcale nie o czas tu chodzi.
Ale...
Cris wyjechał w delegację.
Na parę dni tylko ale zawsze.Odpadło mi gotowanie obiadów.
Bo my z Tek coś tam z chlebem zjemy i jesteśmy zadowolone.
Zaplanowałam sobie parę przyjemnych rzeczy zrobić przez okres nieobecności Crisa.
Po pierwsze: lektury nadrobić.Bo leżą książki na stoliczku przy łóżku, patrzą na mnie z półki w pokoju a ja je ignoruję.
Bo muszę inne czynności wykonać.
Po drugie: zrobić coś z Żabulem.
Zachowuje się skandalicznie,piszczy mi od świtu,łazi smętnie po domu,wyciąga na spacery co godzinę.
Na spacerach jest niegrzeczny,ciągnie mnie stale po krzakach,nie słucha co do niego mówię, zostawiony pod sklepem drze mordę na całe osiedle.
Nigdy sie tak nie zachowywał!
Zakochał się czy jak?
No i tak jakoś...
Wstaję rano.Za oknem piekne słońce ale drzewami strasznie targa.
Zakładam kurtkę, biorę Żabula na spacer.
Wracamy.Okropnie boli mnie głowa,muszę wziąć tabletkę.Po tabletce boli mnie żołądek.Aż mnie mdli.
A głowa boli nadal.Ból promieniuje.Kładę sie pod koc.Zakładam słuchawki ale muzyka mnie denerwuje.
Biorę książkę ale czytać nie mogę bo oczy bolą od głowy i nie moge się skupić.
Usiłuję zasnąć ale pod oknem syn sąsiadów "pierdzi" motorem.Drugi sąsiad postanowił trawniki kosić.
Żabul znowu piszczy....
I jak ja wytrzymam do 22 godziny?
Bo w tivi uwielbiany "Skrzypek na dachu"

Czy mnie kto pytał czy chcę być meteopatką?

I czy ja mam nastrój do pisania notek?

A lista się stale wydłuża....

Poczekacie Kochani?

piątek, 24 kwietnia 2009

Informuję....

Niniejszym informuję, że nie mam czasu.No zajęta jestem trochę.
Ale to minie wkrótce,mam nadzieję.
Zajecie jest czasochłonne,procochłonne ale przyjemne.
Dla bardzo ciekawych wyjaśnienie na drugim blogu.
To uciekam i miłego weekendu życzę.
Pa

wtorek, 21 kwietnia 2009

Chory komp.....

Mój komputer ostatnio wyprawiał dziwne sztuki.
Nie tolerował dłuższych notek.Pewne wpisy ignorował.
Kiedy coś pisałam,wprawdzie nie przeszkadzał ale potem wprowadzał swoja cenzurę.
Wychodziły z tego dziwolągi straszliwe.
W dodatku zaczął na mnie warczeć.Całkiem jak Żabul.
No nie,myślę sobie,jeden mi w domu wystarczy "warczacz" drugiego nie będę tolerować.
W pokoju dziwny zapach.Dotykam kompa a on gorący!!!
No,rozchorowało mi się maleństwo...
Przekopałam trzy segregatory i znalazłam dowód zakupu urządzenia.
Wynikało z niego, że mój komp jest jeszcze na gwarancji.
Zapakowaliśmy go do samochodu, delikatnie na tylne siedzenie i zawieźliśmy do lekarza.
Znaczy do fachowca.
On zbadał chorego,popatrzył,posłuchał,obwąchał i zarządził hospitalizację.
Znaczy,że mamy zostawić kompa na szczegółowe badania a sami iść precz.
I nie przychodzić z wizytą bo sami zadzwonią z informacją kiedy można chorego odwiedzić.
Ano dobrze.Trochę mi się żal zrobiło.
No nie lubię się rozstawać ze swoimi rzeczami ale jak mus to mus.
Pojechaliśmy na zakupy.Cris,w ramach odstresowania swojego Skarba,zakupił spory kawał ciasta do kawy.
wróciliśmy.Pochowałam zakupy.
Tek,naraz bezrobotna,zrobiła pyszną kawę,ja pokroiłam ciasto.Siedzimy,pijemy,zagryzamy.
Ale czegoś brakuje w domu.
Komp nie szumi,Tek nie leci do Ziomków,ja nie mogę zerknąć na blogi.
Smutna sobota się zapowiada.
Siedzimy,gadamy,Cris proponuje obejrzeć film na DVD.
Tek przeszukała pudła,znalazła "Po zachodzie słońca" z Pierce'm Brosnan'em i Salmą Hayek.
Ogladamy ale uszami wciąż łowimy czy nie dzwoni telefon..
Obejrzeliśmy i poszłam gotować obiad.
Dzwoni telefon.
Cris się pierwszy zerwał z fotela.
-Tak-słyszę.
-Można odebrać? To zaraz będziemy.
-Skarbie,jadę po kompa bo już zrobiony-cieszy się jak wariat Cris.
Pojechał,przywiózł.
Podłączyli z Tek wszystkie kabelki.
Komp działa,pracuje,nie warczy,grafika jakaś wyraźniejsza.
Na szczęście to tylko dwa wiatraczki.
Wymienili oba,wyczyścili kompa i spokój.
I oby jak najdłużej!

Miłego dnia.

PS. Siłą rozpędu obejrzałam "Mamma mia".
I teraz nie mogę się odczepić od tego:

czwartek, 16 kwietnia 2009

Wracam...

Wracam do równowagi po świętach.
Niby skromniejsze były święta a jeszcze lodówka zapchana.
I dobrze, dłużej nie będę obiadków gotować.
Melduję, że przeczytałam 2 książki, wybyczyłam się,objadłam i opiłam za wszystkie czasy.
I muszę,no muszę napisać, że upiekłam ciasto takie jedne.
Nazywa sie "zielono mi".Przepis znalazłam w necie.
Pyszne bardzo.
I zaraz do kawy zeżrę dwa ostatnie kawałki.

Miłego dnia.

sobota, 11 kwietnia 2009

Wesołego Alleluja.....

Zrobiłam wszystko.No prawie.
Okien nie pomyłam bo czyste jeszcze.Firanki poprałam, szafki w kuchni umyła Tek.
Jeszcze tylko sernik upiekę.
Bo ja mam tak, że ciasto musi byc świeże,żadne tam z lodówki.
Nie mam tu na myśli ciast, które muszą być w lodówce ale taka szarlotka,pieczona.
Z lodówki mi nie smakuje.
No to idę.
Crisa obudzić, niech chleb kupi.
I koszyczek do święcenia przygotować.
A potem bedę świętować.
Jeść,odpoczywać i czytać.
Bo byłam w bibliotece.
I nawet miła była pani bibliotekarka i mam 15 nowych książek do czytania.
I jeszcze będę kurować. Siebie i Żabula,bo oboje mamy zapalenie ucha.
I oboje prawego. No symbioza taka.

No to Wesołych Świąt wszystkim życzę.

Miłego dnia

czwartek, 9 kwietnia 2009

Łzy radości i łzy żalu.....

2 dni mnie nie było.
Odwiedziłam swoje rodzinne miasto.
Bardzo się zmieniło przez ten czas.
Odwiedziłam rodziców moich.
Były łzy radośći.Nie mogliśmy się nagadać,naśmiać..
Skarbeńki moje.
Obsiadły mnie Mamine koty w liczbie 4 sztuk (piękne są).Staruszka Busia (16 lat),poznała mnie,przybiegła.
A potem mnie wzięła we władanie Abra mojego Taty.
A ja w ryk.No rozczuliłam się trochę...
Poszłam spać o 3 rano.
Wstałam o 6 i dalsze gadanie z Tatą,potem i Mama dołączyła.

Potem znowu ryczałam bo byłam na pogrzebie.

Bo życie pisze różne scenariusze,jedni się cieszą świętami a drudzy mają żałobę....
Tak mi strasznie żal mojej przyjaciółki Grażynki i jej mamy,takie biedne,złamane...

I kiedy pomyślę, że już mnie pan Staś NIGDY nie zapyta,z tym swoim radosnym uśmiechem:
"Córcia,może winka kieliszek?"

Z żalu,z tęsknoty....znowu ryczę......

sobota, 4 kwietnia 2009

Aktualności...

Już w maju okaże się co z Crisową nogą. Na dzień dzisiejszy wiadomo, że nie jest tak źle.Być może operacja nie będzie konieczna bo żyły główne są drożne,zawadza tylko ten mały skrzepik pod kolanem prawej nogi. Na razie tabletki a potem zobaczymy.
I jeszcze czeka nas separacja. Nie,nie taka od "stołu i łoża".Chociaż.....
Cris wyjedzie w delegację,na całe 3 miesiące....
Dla Żabula to wieczność.
Bo my,ludzie, mamy telelefony,gg i Skypa.
A co ma tęskniący pies????

Miłego dnia

piątek, 3 kwietnia 2009

NETykieta i blogi...

Istnieje coś takiego jak NETykieta.
Czyli zasady i normy zachowania się w necie.
Obowiązuje kultura,wzajemna życzliwość,nieobrażanie.
Każdy jest pełnoprawnym użytkownikiem Internetu.I nie powinno tu być relacji typu prezes i jego podwładni.
Teoretycznie bo praktyka pokazuje coś innego.
Trudno wymagać zasad dobrego wychowania i kultury od społeczeństwa,które nam ogólnie chamieje.
Przykłady?
Proszę bardzo.
Przez dwa lata aktywnie uczestniczyłam w życiu pewnego forum.Było nas tam 13 osób.Bardzo życzliwych,o podobnych pogladach na życie.
Codziennie pisaliśmy o wszystkim,donosiliśmy o tym,co ciekawego się wydarzyło.o swoich radościach,bolączkach,smutkach.
Każdy miał swoje problemy.Byliśmy w podobnym wieku.
To była wielka radość takie codzienne pogaduchy przy kawie.Przetrwaliśmy wszystko.
Także atak trolli.
A tak trolli czyli "pomarańczowych".Bo każdy uczciwy uczestnik forum miał swojego czarnego nicka.
Pomarańczowi to były osoby o jednorazowym nicku,właśnie po to aby dowalić,obrazić.
Głównym celem takiego trolla jest "rozpieprzyć" dane forum lub skierować go na inne tory.
Nie daliśmy się.
Zaczęliśmy wymieniać ze soba maile.I były prośby o zdjęcia....
Jakoś nie zdążyłam dać swoich bo w tym czasie nie miałam kompa i dostepu do internetu.Przeprowadzałam się do innego miasta.
Przez dwa miesiące była odcięta od ulubionych stron.
I jakież było moje zdziwienie,kiedy w końcu tego kompa już miałam bo kupiliśmy nowy.
Ciągnęło mnie okrutnie do ulubionych stron.
Zainstalowałam więc owo nowe cudo,wgrałam wszystkie potrzebne programy,i co?
I nic.
Nie ma mojego forum.Brak wpisów.Ludzie umilkli.
Tak bez słowa pożegnania,po cichu.
Ja rozumiem,że ludzie są różni ale naraz 12 osób zamilkło?
Brak reakcji na maile?
Mówi się trudno i żyje się dalej.Życie toczyło się dalej.
Niedawno weszłam na owo dawne forum a tam prośby o ponowny kontakt.
I nieśmiałe wpisy,pytania typu "gdzie jesteście' i "co u Was słychać"
O nie proszę państwa.
Ja już państwu podziękuję.
Bo ja robię porządki.Wiosenne.

Zainstalowałam gg.W adresie dane Crisa.
Dwie godziny był spokój.Potem zaczął mi dymić komputer.
Pisały "napalone" laski.
Zaczynało się niewinnie od pytania :"pogadamy?"
Pogadać to ja mogę,proszę bardzo. Tylko szybko się okazało, że nie ma o czym.
Bawiło mnie to przez dwa dni,po czym konto zlikwidowałam i założyłoma na siebie.
I znowu wiadomości od napalonych .Tym razem facetów. Wiek od 17 do 60 lat.
Czego mi oni nie obiecywali.
Noż kurcze, myślałby kto, że ja Messalina!
Stwierdziłam, że na gg siedzą albo małolaty albo napaleni i dałam sobie spokój.
Wywaliłam ustrojstwo w kosmos.
I nie mam gg,za to mam święty spokój.
Jakieś pół roku temu dopadły mnie blogi.
Najpierw zaczęłam czytać.
Potem ośmieliłam się pisać.Siłą rzeczy przychodziły do mnie różne osoby,komentować.
I ja chodziłam do nich.
Mam zasadę,że jak do kogoś wchodzę,to grzecznie mówię dzień dobry.I parę słów o sobie.
Reakcje są różne.
Od radości z nowego gościa,po olewactwo.
Moi goście też byli różni.
Przeważnie mili i kulturalni i tych kocham.
Ale znalazło się paru niekulturalnych.
Z jednego klanu na literę S.
No więc robię porządki.Wiosenne.
Wywalam bez sentymentu wszystko co zbędne,co mi zawadza,żyć nie daje.
Usuwam linki.
Bo znowu się zawiodłam.
Na ludziach,którym zaufałam.....

Miłego dnia