wtorek, 29 grudnia 2009

Żyję...

chyba....no bo czasami jem,piję,śpię.
Bo tak na poważnie to nic konkretnego nie robię.
Po okresie intensywnego zapieprzu przed świętami obijam się koncertowo.
Głównie czytam sobie zagryzając ciasteczkiem świątecznym.
A same święta były takie jak chciałam-spokojne,w miłej atmosferze.
Wszystkie potrawy mi świetnie wyszły,rodzina zadowolona i obżarta.
Prezenty trafiły wszystkim w gust.
Z akcentów nieplanowanych to tylko Crisa dorwał ból kręgosłupa i przespał z przerwami 3 dni.
Dzisiaj się umówił do lekarza więc mu ból przeszedł jak ręką odjął.
Ale i tak pójdzie pokazać doktorce,że w święta nie przytył (???).

A jak tam u Was po świętach?

Miłego dnia.

środa, 23 grudnia 2009

Silent night...

Wszystkim moim blogowym siostrom i braciom życzę dużo zdrowia, bo to najważniejsze.
Oczywiście szczęścia i spełnienia marzeń,osiągania wyznaczonych sobie celów, zdrowego rozsądku w Sylwestra
Spokojnych i pogodnych Świąt przy których naprawdę odpoczniecie i się wyciszycie (by potem ze zdwojoną siłą móc bawić się w Sylwestra ).
I przede wszystkim miłości, bo człowiek bez miłości jest niczym

Jeszcze raz, Wesołych Świąt Kochani

niedziela, 20 grudnia 2009

Chyba polubię zimę...

Nigdy nie lubiłam zimy bo ja słoneczny człowiek raczej jestem!
Ale po wczorajszym dniu chyba ją jednak polubię...
Wstałam rano, wystawiłam łeb przez okno i stwierdziłam, że zimno jak diabli.
Popatrzyłam na termometr ale ta zaraza nie miała się kiedy popsuć, bo + 2 stopnie pokazywał!!!
Tek postanowiła mnie odciążyć od kupowania prezentów,zamówiła więc książki przez internet.
No i w piątek przyszła paczka!
Tek ją od razu rozpakowała,pokazała co przyszło i w ramach pomocy przy porządkach,czytała mi na głos nowego Mikołajka!
No więc wczoraj pojechaliśmy z Crisem po resztę zakupów i nowe prezenty nabyć.
Oblecieliśmy 4 sklepy (w tym dwa nowootwarte) i ja szok przeżyłam!
Pierwszy raz mi się zdarzyło, że zakupy robiłam jak na zachodnich filmach!
Żadnych wkurwiaczy,dzieci,liczyrzep czy niezdecydowanych paniuś.
Żadnych przebierańców z promocjami!
Z zakupów nieplanowanych nabyłam widelec ogromny do mięsa,odmrażacz do szyb i noże do smarowania pieczywa.
Przy kasie okazało sie, że mają złe kody powbijane i musieliśmy z Crisem czekać aż wyjaśnią nieścisłości.
W drugim sklepie nabyłam szynkę,której w planach nie miałam, ale była tak piękna i chuda,Cris tak bardzo do niej wzdychał,to niech ma!
Tym bardziej, że kolejki żadnej nie było i mogłam robić za liczyrzepę,wybrzydzać strasznie i paluszkiem pokazywać.
Potem poszliśmy karpie obczaić bo były.Patrzę i oczom nie wierzę bo wisi kartka jak wół o treści: "KARP PATROSZONY 12,80 zł/kg !
No więc Cris podszedł do panienki ekspedientki i prosi o 3 karpie,takie patroszone.
Panienka odrzekła, że patroszonych nie ma bo nie ma koleżanki a ona się brzydzi!!!
No to wzięliśmy takie żywe i znacznie tańsze.
No i teraz się kąpać nie możemy bo w wannie Józek,Franek i Zdzisia pływają.
Cris wprawdzie obiecał,że z nimi coś zrobi ale jakoś się miga.
Bo ja karpie wcześniej robię i zamrażam.I potem są znacznie smaczniejsze.
Dzisiaj troszkę odsapnę,choinkę ubierzemy a od poniedziałku ostre działanie w kuchni czyli uszek,pierogów lepienie oraz mięs i ciast pieczenie.
Damy radę.

Miłego dnia

PS. A nowy termometr zapomnieliśmy kupić więc nie wiem ile dzisiaj stopni na dworze.
Za to kupiliśmy termometr do pieczenia mięsa.
Bilans więc wyszedł na zero...

piątek, 18 grudnia 2009

Zima zaskoczyła wszystkich...

Telejajko wczoraj od rana rewelację obwieściło, że "zima zaskoczyła drogowców".
Też mi sensacja! Odkąd pamiętam to owe zdanie powtarzają przy każdym śniegu!
No bo kto to widził żeby w grudniu biało było !
Raz by powiedzieli, że nie zaskoczyła.Dopiero byłby tak zwany njus!!!
Cris,wczoraj,z pracy,wracał 3 razy dłużej.Jechał z prędkością 40 km tak ślisko na drogach było.
I pełno samochodów w rowach bo kierowcom się za bardzo śpieszyło..
No ja tam wczoraj żadnego pługa czy piaskarki na drogach nie widziałam.
Sprzątacza też nie było.
A śnieg pada,pada,pada...
Żabul,na spacerach, potyka się,leci na pysk a potem kuleje.
Czy to znaczy że jest ślisko czy też,że nogi odmawiają mu posłuszeństwa?
Zdecydowanie wolałabym pierwszą opcję!
Czy wiecie, że u mnie chodniki posypują solą?
Noż barbarzyńcy!
Sól się wżera Żabulowi w poduszeczki i muszę mu łapy myć.
Pamiętajcie o swoich psach bo taka sól powoduje pękanie poduszeczek a to jest baaardzo dla psa bolesne.
I nie chodźcie z psami na długie spacery bo psom uszy marzną.
I nie zostawiajcie pod sklepem na mrozie,na zimnym betonie.
To tyle chciałam gwoli przypomnienia.

Lecę do roboty...

Miłego dnia.

środa, 16 grudnia 2009

Zabić,udusić czy ogłuchnąć ?

Latam po blogach.Bo lubię.
Po swoich ulubionych blogach zaznaczam.
I usiłuję komentarze dadać. Nie zawsze się da.
Czasami macham ręką i przeczekuję złośliwość rzeczy martwych,a czasami mnie cholera trzepie.
No bo czasy cenzury się chyba skończyły?
No to się okazało, że się bardzo myliłam !
I tylko dlatego, że w pewnym komentarzu użyłam nieparlamentarnego słowa "zadupie".
Według mnie bardzo niewinny wyraz a bardzo wiele mówiący.
No niestety,pewien portal uznał go za wulgaryzm straszny i zanim do mnie dotarło,dodawałam komentarz 4 razy.
Ale ja czasami mądra bestia jestem,wszystko piszę w pewnym miejscu a potem tylko przeklejam.
Wiec komentarz sie w końcu ukazał.Fakt, że bez owego wulgaryzmu ale nie bądźmy drobiazgowi.
A tak poza tym to nadal nudy straszne.
Ale jest szansa na pewne zmiany.No bo było tak...
Pisałam, że łażę po domu jak święta krowa i nic mi się nie chce?
No więc spadł śnieg.Mało bo mało ale coś tam spadło i świat zrobił się biały.
I okazało się, że właśnie tego trzeba mi było do szczęścia bo dostałam strasznego powera.
Okna,zafajdane przez Zenków,pomyłam.Chałupę na błysk ogarnęłam.Zakupy świątalne zrobiłam.
Prezentów nie kupiłam bo tłumy mnie ze sklepu wygoniły.
No bo byliśmy z Crisem w pasmenterii.On chciał kupić zamek bo mu nawalił w ulubionych spodniach.
Przed nami 2 liczyrzepy prezenty kupują.
Ludzie, niech się Bareja schowa!
Dialogi cudne!
Jedna taka zaczęła od oglądania bielizny cudnej (czytaj nacycnik i stringi),poprzez szlafroki puchate (cena z kosmosu),
wybrzydzała strasznie,paluszkiem pokazywała,ekspedientka ze stoickim spokojem jej to wszystko pod nos podawała.
I wiecie co baba kupiła?
Szpulkę nici!!!
No myślałam, że ze śmiechu mnie w precelek zwinie.
Współczuję sprzedawczyniom bo one musiały z uśmiechem resztę liczyrzep obsłużyć.
A sobota to była dodam.
Potem się okazało, że im bliżej świąt tym bardziej mnie rodzina denerwuje.
Ja mam wszystko zaplanowane, jadłospis ustalony (razem uzgadnialiśmy jeszcze w listopadzie!).
No więc się trzymam owego harmonogramu.
Wczoraj wrócił z pracy Cris i przy kawie się zaczęło..
Cris zjadł obiad i poleciał Żabula wykręcić.
Wrócił z paką wielką.W paczce ciastka.
Domyśliłam sie, że to rodzaj łapówki ale powieka mi nawet nie drgnęła.
Wyłożyłam ciastka na talerzyki,przyniosłam widelczyki, nalałam kawy do filizanek, siedzimy,pijemy,zagryzamy.
Tek o swioch ziomkach opowiada,wesoło opowiada,kawałami różnymi sypie.
No to się śmiejemy.
A ja cały czas czekam kiedy Cris "wypali".
No i się doczekałam...
-Skarbie,którego dzisiaj mamy?-wionęło od strony Crisa?
-15.A na co Tobie data potrzebna?-ciekawska ze mnie istota.
-A bo wiesz z ulotki wynika, że od jutra będą karpie sprzedawać. To może ja bym skoczył i kupił?
To ile mam ich kupić?
Poderwałam głowę znad kawy i z głębi duszy warkot wściekły mi sie dobywa!
Oczy ciskają błyskawice i przez zęby syczę, że półtora metra tych ryb niech kupi!!!A najlepiej wagon cały!!!!
Cris robi głupią i obrażoną minę, więc dodaję już głośno:
-Zabiję, obedrę ze skóry,posolę,popieprzę, upiekę nad ogniskiem i psom rzucę!Uduszę,skrócę o głowę!
Nie denerwuj mnie do cholery!!!!!
-No wiesz Skarbie,ja Ciebie nie rozumiem.Dlaczego się denerwujesz,przecież tylko pytam!
Wzięłam głeboki oddech,policzyłam do 10 i już spokojniej mówię:
-Od dziesięciu lat jesteśmy małżeństwem.Od dziesięciu lat robię święta.I ty od dziesięciu lat mnie pytasz ile karpii kupić!!!
I ja Ci co roku tłumaczę, że najsmaczniejsze są takie do półtora kilo.I że 3 starczą.
A Ty potem i tak kupujesz według swojego widzimisię!
Odczep się!!!!
No wię Cris się sfochował strasznie.
Ale tylko na godzinę.
Bo po godzinie wpadł na pomysł, że może by kupił kapustę na gołąbki.Bo chętnie by zjadł w święta.
I zadał mi pytanie:
-To jaką kapustę kupić?
Dwa tygodnie zbierałam sugestie odnośnie świąt.Ustalaliśmy jadłospis.Gołąbków w nim nie było bo nie chcieli.
Więc nie dziwcie się, że znowu mi sie warkot z trzewii wydobył i Cris dostał ścierką przez łeb!
A dzisiaj rano, przed wyjściem do pracy zapytał ile mięsa do pieczenia kupić.
Czy muszę pisać, że się od razu obudziłam a Cris z prędkościa światła ze schodów schodził???

Mam nadzieję, że do świąt nie zwariuję!

Miłego dnia.

czwartek, 10 grudnia 2009

Szukam weny...

Nie mogę weny złapać.
Ja tak ogólnie ostatnio mam "zabrak" wszystkiego.
A najbardziej mi brakuje takiego życiowego powera.
No nic mi się nie chce.
Łażę po chałupie jak senna mucha i zamiast sprzątac i o świętach myśleć to ja książki czytam albo filmy oglądam.
Bo zaczęłam porządki robić w moich filmach.
I się wkurzam.
Czy Wam się podobał film "Samotność w sieci"?
Bo ja nie wiem o czym ten film jest.
Niby o miłości,a dla mnie o upadku wartości moralnych.
Babie się nudziło więc znalazła sobie chłopa przez Internet...
Zamiast z własnym mężem porozmawiać i małżeńskie problemy rozwiązać.
Ja zawsze uważam, że problemy się biorą z braku komunikacji między ludzmi.
I z nudów.Jakby baba musiała posprzątać,ugotować, zakupy zrobić to nie miałaby czasu na "myślenie".
A ona w pracy się nudzi, w domu się nudzi, na przyjęciach się nudzi...
A potem sobie obejrzałam dwie perełki.Kolejny raz obejrzałam,zaznaczam.
Dwie perełki czyli filmy :"Królowa" i "Dziewczyna z perłą".
Jeśli ktoś jeszcze nie widział to polecam.
Dużo mam tych płytek z filmami bo Cris namiętnie kupuje.
Niektóre mam nawet podwójnie bo on nigdy tytułów nie pamięta.
I czasami zdarzaja się perełki a czasami takie gnioty, że tylko kapciem w telejajko rzucić.
Ostatnio ogladaliśmy taki jeden film.Japoński.
Przez miłosierdzie nie podam tytułu.
W każdym razie rzecz była o japońskiej łodzi podwodnej.
I ta łódź słyneła z tego, że bezbłednie namierzała wrogie amerykańskie obiekty i je niszczyła.
Bo owa japońska łódź miała bardzo "nowoczesny",nowatorski i w ogóle naj,naj..system namierzający.
I pewnego dnia ów system nawalił.No przestał działać.Tragedia taka.
Japońce się martwią a my poznajemy ów "system".
Ludzie,tak się śmiałam, że z kanapy spadłam.
Brzuch mnie tydzień bolał i aż Baśka przyszła zapytać z czego tak się cieszymy z Crisem.
No bo wyobraźcie sobie ludzie Japończyków.Naród znany ze swoich dokonań w zakresie nauki.
I owi Japończycy, na swojej super nowoczesnej łodzi,maja system namierzający w postaci pewnej nawiedzonej baby!
Młoda Japonica,okadzona jakimś opium czy inną marychą,która ma wizje i od tych wizji zależy powodzenie podwodnej łodzi!
I właśnie się okazało, że owe opary przestały na babę działać, baba nie ma wizji i nie potrafi Amerykańców namierzyć!
Ha ha i ha!
Ciekawe kto to wymyślił-jakiś przygłup jak mniemam.
A drugi przygłup dał pieniądze na produkcję filmu.
A trzeci przygłup w postaci polskiej firmy rozpowszechnił film.
I właśnie my musieliśmy na niego trafić!

Miłego dnia

PS.Oglądnęłam wczoraj z bezmyślności powtórkę "M jak mdłości".
I w nocy mi się śniło, że Kasia Cichopek się rozwiodła i latała po nadmorskiej plaży,w negliżu,z gołym facetem za rękę!
I wołała do niego:Nergal,Nergal!
O Matko!

piątek, 4 grudnia 2009

Napadnięta...

A tak zostałam napadnięta! A było tak...
Rodzina mi zwredniała!
Nie chcą mięsa jeść,no taka fanaberia.
Troche mi to utrudnia gotowanie ale niech im będzie.
Codziennie siedzę i wymyślam co by tu do gara wrzucić.
Były już cebularze,makaron na wszelkie sposoby,pierogi.
A ostatnio zrobiłam pizzę.
I znowu foch wielki bo w lodówce zabrak ketchupu!
No nie moja wina, że Tek ketchup pasjami lubi i do wszystkiego go dodaje.
To mogła powiedzieć, że wyszedł a nie pustą butelkę do lodówki wstawiła.
Kto winien? Ano ja bo nie zauważyłam.
Podumałam chwilę i przypomniałam sobie, że w pizzerii taki pyszny sos dają do niej.
Czosnkowy.
Pokombinowałyśmy więc z Tek i wykonałyśmy prawie taki sam domowym sposobem.
Ponieważ rano Cris oznajmił,że późno wróci więc już o 15.30 razem pizzę jedliśmy.
Bo u Crisa zawsze na abarot!Jak powie,że będzie wcześniej to mam jak w banku, że koło 20 wróci.
Już się przyzwyczaiłam bo to nie od niego zależy.
No więc spożyliśmy obiad i ja zarządziłam by po ów ketchup jechać.
No to skoczyliśmy do pobliskiej Biedronki.Wracamy z zakupami.
Wysiadamy pod domem.Ja idę pierwsza,niosę torbę z ketchupem,bułkami i innymi pierdółkami.Za mna Cris targa zgrzewki wody mineralnej.
Weszliśmy na klatkę i na podeście pod własnymi drzwiami zostałam napadnięta!
Coś wielkiego,kudłatego wskoczyło mi na nogi i przygniotło do ściany!
Pies Młodego.Barneńczyk!Cudo absolutne!
A ja padłam na kolana i dawaj psa tulić,głaskać,czochrać i gadać do niego.
A on szczęśliwy się do mnie tuli,pysk uśmiechnięty i w moją kurtkę pięknie mokrą sierść wytarł.I brudnymi łapami mi ją wysmarował.
Młody zdębiał a potem widzę, że chce psa opieprzyć.
-Spokojnie-mówię-Kurtkę można wyprać! A takiego psiego szczęścia nie można karać!
Ludzie,ja w życiu nie widziałam tak zdziwionego człowieka.
On był pewien,że ja go opieprzę!Bo wszyscy na niego krzyczą!
A ja go poprosiłam, żeby tego psa tylko kochał.
Mam nadzieję, że spełni moją prośbę bo pies wychodzi na dłuższe spacery.
I raz dziennie chodzą z nim na długi spacer do parku.
A kurtka,wyprana,wygląda jak nowa.
I troszeczkę mi smutno.
Ale tylko troszeczkę.Bo sąsiad z persami i dwoma psami labradorami się wyprowadził.
Do leśniczówki.Bo jeden pies był na wystawie i został czempionem i oni stwierdzili, że w leśniczówce zwierzęta będą miały lepsze warunki.
No takich miałam sąsiadów.

Miłego dnia.

środa, 2 grudnia 2009

Zdurnieliśmy...

Zabieram się do napisania nowej notki jak pies do jeża.
Nie pytajcie dlaczego bo sama nie wiem.
Kiedy jestem na spacerze z Żabulem układają mi się w myślach piękne notki a po przyjściu do domu,wytarciu psa,zrobieniu sobie śniadania-pustka w głowie.
No dziura kompletna i "pomroczność jasna" w jednym!
Ale dzisiaj się zawzięłam i już.
Więc notka będzie.
A było tak.
Ci co mnie dłużej czytaja wiedzą, że są czynności,których nie lubię robić w kuchni.
Jedną z nich jest krojenie cebuli!
I właśnie ostatnio odkryłam, że są od tej zasady dwa wyjątki: zupa cebulowa i lubelskie cebularze.
No więc zrobiłam te lubelskie.
Ryczałam jak bóbr bo dużo trzeba tego "szczypiącego" warzywa pokroić.
Potem zagniotłam ciasto drożdżowe.Piekne mi wyszło.
A potem wszystko ładnie połączyłam i upiekłam.
Ludzie jakie to pyszne!Uszy nam sie trzęsły podczas jedzenia.
A potem jęki było słychać bo jednak to jest ciężkostrawne jedzenie.
A w nocy się okazało, że po owych cebularzach są fantastyczne sny erotyczne!
Serio!
No bo ja miałam, Cris miał i Tek też coś gadała.
I nie pytajcie co mi się śniło bo nie napiszę,że straszne świństwa.A fe!
A ponieważ był Międzynarodowy Dzień Misia i Cris obudził się już o 4 rano, no to poprzytulałam się z moim Miśkiem-Crisem.
Ze spraw bardziej przyziemnych to byliśmy w Kaufie bo już zabrak wszystkiego miałam.
Już przy wejściu awantura wielka bo dawali pomarańcze na wiadra.I liczyrzepy się prawie pobiły.
Wyrywały sobie owe wiadra z rąk,przerzucały się tymi pomarańczami,nakładały z czubem a potem zbierały z podłogi.
No słowem "sodomia z gomorią".
Postanowiłam nie zwracać uwagi i udałam się na stoisko z warzywami.
Wybieram pomidory a tu znowu jakaś liczyrzepa,tak na oko 150 cm długości,wepchnęła mi się przed oczy i maca w skrzynce.Bierze do ręki każdego pomidora ściska,nagniata i odkłada.
A mnie gula skacze i warkot się wydobywa z trzewii.
W końcu wybrała dwa pomidory i polazła.
Przy pieczarkach nie dałam się odepchnąć facetowi jednemu.
Cris cebulę wybierał i ziemniaki.
I też go strasznie po nagniotkach deptali.
No jednym słowem zapomnieliśmy, że Katarzyny i Andrzejki!
Na stoisku mięsnym nie było szans się dopchać do lady.
To samo na serach.
Wściekłam się strasznie i zarządziłam wypad ze sklepu.
Cris zaczyna "miałczeć":
- Ależ, Skarbie,ja postoję,bo co będziemy jeść?
-Suchy chleb będę żarła a w tym tłumie nie będę stała.Czasy kolejek dla mnie się dawno skończyły!Idziemy!
Dobrze, że do kasy kolejek nie było, szybko opuściliśmy sklep i udaliśmy się do pobliskiej Biedronki.
A tam luz,blues i mandarynki.
Prawie bez kolejki (5 osób) kupiliśmy mięso,wędlinki i kadłubki dla Żabula.
Na serach wypatrzyłam ulubiony kaszkawał za całe 15 zł/kg. No to wzięłam kilogram.
Pamiętacie jak pisałam o rybie po grecku? I nieznanej mi rybie?
No to już mogę Wam napisać jak się owa ryba nazywała.
LIMANDA się nazywała.
Sprawdziłam w necie i się okazało, że to zwykła flądra.
Tylko, że teraz tak się nazywa elegancko.
Z zakupów świątecznych nabyłam 6 dkg borowików suszonych.Drogie jak cholera ale będzie do uszek.
I chyba zdurniałam.
Bo potem podjechaliśmy do biblioteki.
Ponieważ ostatnio czytałam raczej ambitną literatrurę więc tym razem postawiłam na coś lekkiego.
Grudzień jest miesiącem zabójczym dla każdej kobiety,stale brak czasu,roboty wyżej uszu wiec wzięłam 17 pozycji z tak zwanej "literatury dla kucharek".
I już dwie przeczytałam.
A co poza tym?
A mąż mi zgłupiał!
Bo spotkał Młodego pod klatką.Młody stał z wózkiem. No więc Cris mu w ten wózek pozaglądał.
I przyleciał zachwycony,z wypiekami na twarzy,błyskiem w oku i już od drzwi oznajmił:
-Wiesz Skarbie,jaka ta mała śliczna,a jaka maleńka,a jaki ma nosek, a łapki takie tyci,a jak ślicznie śpi...
A czemu my nie mamy dzieci?
Popatrzyłam na Crisa z politowaniem, bo jakie ma być trzytygodniowe dziecko.
-No jak to czemu?-rzekłam słodko-Bo natura wie co robi!
-Nie rozumiem-rzecze Cris
-Bo to by było najbardziej rozpieszczone dziecko w galaktyce!
Wystarczy popatrzeć na Tek i Żabula!

Miłego dnia

PS.Sąsiad od płytek się zapadł pod ziemię.Ale nie tylko ja się na niego czaję!