sobota, 26 czerwca 2010

Piąteczek...

Wczoraj była pewna rocznica o której trąbili nawet w telejajku.Mnie nie trzeba o tym przypominać,ja pamiętam.I stale słucham jego utworów.Co nie zmienia faktu,że brakuje mi jego uśmiechu.
Od świtu latałam po gabinetach lekarskich.Znowu zaliczyłam dentystę.Tym razem wydałam tylko stówę.Dowiedziałam się,że używam za twardej szczoteczki do zębów. Dowiedziałam się także,że przyczyną krwawienia moich dziąseł jest kamień.No to się go pozbyłam.Nie jest to zabieg przyjemny,czasami nawet fest boli.Ale da się przeżyć.Najpierw mnie potraktowano jakimś metalem,potem piaskiem,następnie jakąś pastą podobną do cementu,obryzgano zimną wodą.Po czym poplułam krwią.Pokazano mi moje ząbki na monitorze.Są białe,czyściutkie i śliczne.Żeby utrzymać ten stan muszę je traktować odpowiednimi środkami.Pani dentystka zapisała na karteczcce co mam kupić w sklepie na pewnej ulicy.Oblecieliśmy z Crisem kurcgalopkiem Rynek i okolice ze 4 razy bo ludzie się nie mogli zdecydować gdzie jest ulica Lekarska.Ale w końcu znaleźliśmy.Po drodze mineliśmy sklep rybny,Cris się nie dał odciągnąć,kupiliśmy więc pangę na obiad.Ale nie żałuję bo była pyszna i prawie bez lodu.A potem mnie Cris odciągał od Empiku i dwóch księgarni.Nie mogłam się zdecydować co chcę.Ale jak zobaczyłam ceny to mnie odblokowało i nic nie kupiłam.Chociaż nie było upału moje balerinki mnie mocno obtarły i do samochodu ledwo wsiadłam.Udaliśmy się po świeże truskawki.A potem do domu.Zrobiłam pyszny obiad z deserem.
Jako,że w domu był Cris mogłam robić za osobę ciężko chorą i cierpiącą.Przyjęłam więc pozycję horyzontalną.Obok mnie Cris i Żabul.Oni szybko zasnęli a ja czytam sobie.Tak się składa,że ostatnio postawiłam na psychologiczne książki.Wykańczają mnie.Aktualnie czytam taką jedną.Chcecie tytuł? A proszę bardzo."Porozmawiajmy o Kevinie",autorka-Lionel Shriver.Ciężko mi się ją czyta bo książka budzi we mnie skrajne uczucia.Wściekam się na zimną matkę,dziwię się ojcu,którego rola ogranicza się do rozpieszczania syna.Staram się zrozumieć dlaczego Kevin w wieku 16 lat stał się mordercą 11 osób.Dlaczego kobieta,nie potrafiąca obudzić w sobie żadnych uczuć macierzyńskich,wymęczona opieką nad tym pierwszym,trudnym,zbuntowanym,decyduje się na drugie dziecko?
Nie jest to lektura na wakacje,oj nie!
Dlatego chcę ją szybko skończyć.
Zostało mi jeszcze 200 stron....
A potem się rzucę na Grocholę,Szwaję,Chmielewską albo inszą "literaturę dla bab".
Niech mój umysł i dusza też odczują,że mamy lato i wakacje.
I sezon ogórkowy.
Nieprawdaż?

Miłego dnia

środa, 23 czerwca 2010

Co robiła dzisiaj Tek....

Wczoraj Tek wręczyła mi karteczkę z poleceniem nabycia wypisanych na niej produktów.No to pojechaliśmy z Crisem,przy okazji zahaczając o targ.Bo ja w czerwcu nie umiem funkcjonować bez truskawek. No i młodych kartofelków z koperkiem.A Cris koniecznie chciał młodą kapustkę do nich.
A dzisiaj córa prawie od świtu urzędowała w kuchni i tworzyła.
Udało mi się strzelić fotkę przed rozparcelowaniem.Było pyszne!


poniedziałek, 14 czerwca 2010

Co robi Neskavka...

Focha mam! Jak stąd do Hanoi!
Powód? A proszę bardzo.
Od paru dni nie mogę się dopchać na blog Zgagi.
A jak się już dopcham to mi komentów nie przyjmuje.
Za to dzisiaj mi pokazuje,że takowy nie istnieje!
No,nie wierzę i już!
Głupi Onet!
Upał mielismy jak na Saharze.Ludziska się mało nie ugotowali,więc kto żyw,na moim osiedlu,zapragnąl weekend nad wodą spędzić.Zapakowali się ludziska z całymi rodzinami do samochodów,dzieciaki w foteliki,psy w kojce,gaz do dechy i wio nad wodę.
Cisza się zrobiła jak makiem zasiał i swięty spokój na osiedlu.W sobotę koło południa zaczęło grzmieć i aż do niedzieli lało jak z cebra.
Wstałam rano z silnym postanowieniem wykorzystania chłodnego dnia na porządki w chałupie bo w upały to sami rozumiecie...
No więc zjadłam michę truskawek,połaziłam po chacie a potem się zawiesiłam bo ze stosu 7 książek nie potrafiłam wybrać tej jednej do czytania...

piątek, 11 czerwca 2010

Jestem wykończona.....

Do tej pory narzekaliśmy wszyscy na przedłużającą się zimę.No fakt,że trochę się przeciągnęła.Potem były powodzie.A co jest na dzień dzisiejszy?
Cris się topi,Tek się topi,a ja też już straciłam sporo.Głównie potu.
Rano budzę się mokra,włażę pod prysznic,ubieram się i idę z psem.Wracam znowu mokra! A godzina 6 rano!ponownie prysznic,lekkie śniadanko.Żadnej kawy czy herbaty.W zamian hektolitry wody mineralnej z lodem.W południe kolejny spacer z Żabulem.Pies nie chce chodzić,więc go wynoszę i wnoszę na rękach po schodach.Spacer trwa 10 minut-on dwa razy podnosi nóżkę i chce do domu,do cienia.No ja wiem, że on staruszek i się szybko męczy.W domu wypija pół świeżej wody z miski i pada zaraz pod drzwiami.A ja znowu pod prysznic.Gotowanie to katorga,zakupy katorga.Na targu we wtorek ugotowaliśmy się oboje z Crisem.A pojechalimy raniutko.Głównie po młode ziemniaczki.Przy okazji Cris chciał kupić nowe,krótkie spodnie a kupił trzy bluzeczki śliczne,bawełniane,dla mnie.No i ogromny bukiet ogrodowych goździków.
I jeszcze jedno-usiłujemy jeść truskawki ale bez kilograma cukru się nie da.Kwaśne jak ocet.
No i jemy lody w ilościach hurtowych.
W nocy nie mogę spać,duszę się.
A na spacerach żrą mnie komary.W biały dzień.Też w ilościach hurtowych.
I jak pomyślę, że lato się jeszcze nie zaczęło.

PS.Przeczytałam książkę taką jedną.Wykończyła mnie psychicznie trochę.

A Wy,mili moi,jak sobie radzicie w te upały?

Miłego dnia