Moja Rodzicielka zawsze chciała studiować polonistykę albo biologię.
Czyli jej dwie pasje.
Jednak życie jej się inaczej ułożyło i nigdy nie zrealizowała swoich pragnień.
Osobiście uważam, że do niczego jej nie były potrzebne owe studia bo język polski znała perfekt.
Nie było takiego zagadnienia, czy to chodziło o ortografię czy gramatykę,żeby Mama nie znała odpowiedzi.
Kiedy nie mogłam sobie poradzić z jakimś naukowym określeniem typu "pajdokracja",nie musiałam zaglądać do słowników bo była Mama.
A brak studiów biologicznych w niczym jej nie przeszkadzał kochać wszystko co żyje.
Kiedy miałam półtora roku rodzice nabyli duży dom do remontu.
I od razu w tym domu pojawiły się zwierzęta.
Sposób w jaki te zwierzęta do nas trafiały to temat na osobną notkę...
Przy domu był duuuży ogród.
Wymagał ogromu pracy.
Od razu rodzice posadzili mnóstwo drzew owocowych,kwiatów i innych roślinek.
I był basen.
A raczej basenik.
Basenik służył głównie za poidło dla wróbli i szpaków.Także okoliczne koty się w nim przeglądały.
Tata był zagorzałym wędkarzem.
W każdę niedzielę zabierało się cały majdan czyli żonę,dzieci,psy i KOTY (tak,tak!) i jechało się w "ulubione miejsce" na ryby.
A po powrocie wpuszczało się owe ryby do basenu.
To był przekomiczny widok jak naokoło siedziały koty (dużo) i próbowały łapami te ryby wyłowić.
Ale największym marzeniem Mamy były żaby!
Chciała mieć w basenie,żeby jej wieczorami kumkały.
Fioła miała na tym punkcie zgoła.
Na każdym spacerze,wyjeździe w teren czy do lasu,Maman miała nadzieje znależć żabę.
Taka znaleziona żaba była zabierana do domu,wpuszczana do ogrodu i miała kumkać.
Żaba miała w głebokim poważaniu życzenia mojej Rodzicielki i przy najbliższej nadarzajacej się okazji,nawiewała z ogrodu przy rozpaczy mojej mamy.
Ale pamiętam takie zdarzenie...
Któregoś roku,padało przez kilka dni i na polnej drodze w pobliżu domu utworzyła się sporych rozmiarów kałuża.
A raczej bajoro niewielkie.
Po jakimś czasie w tym bajorze pojawiło się mnóstwo kijanek!
Co nas podkusiło z siostrą, nie mam pojęcia,fakt że o tym poinformowałyśmy Maman.
Mama dostała wypieków,każda z nas dostała po sporym słoiku i miałyśmy przytargać owe kijanki do basenu.
Ano dobrze.
Przytargałysmy.
Mama się cała rozświetliła ze szczęścia bo nareszcie miała swoje ukochane stworzonka.
Codziennie zaglądała do nich,zachwycała się jak rosną i snuła plany jak pięknie będą jej kumkać wieczorami....
Stworzonka sobie rosły,miały żabi raj ale natura dała znak o sobie.
I wyrośnięte małe żabki zaczęły opuszczać basen i udawać się w sobie tylko znanym kierunku.
Mama wpadła w rozpacz.
-Ja je tak kocham a one mnie opuszczają.Zrób coś-wołała przez łzy do Taty.
Tato miał anielską cierpliwość i bardzo kochał Mamę bo bez namysłu zaczął zbierać żaby i wrzucać z powrotem do basenu.
My też na kolanach zbieraliśmy żaby po całym ogrodzie. Tato nawet taką zaporę w basenie zrobił, żeby nie wylazły.
Niestety,zew natury okazał się silniejszy i żaby zniknęły.
A Mama została niepocieszona.
I przy najbliższej okazji znowu szukała żab...
Czy muszę dodawać, że jak ktoś chciał wspomnieć, że widział żabę to dostawał kuksańca w bok!
Temat był zakazany bo dbaliśmy o nerwy Mamy...
A potem siostra się wyprowadziła.
Daleko.
Na wieś. Nad Wartę.
I wspomniała,że jej rechoczą żaby.
I Mama do niej pojechała...
I wróciła rozmarzona i happy.
Miłego dnia
PS. Usiłuję pisać.
Jeśli zamilknę pewnego dnia to nie dlatego, że się obraziłam ale komp mi bryka.
Podejrzewam przegrzanie
13 komentarzy:
Neskavko, niech on się lepiej nie przegrzewa! Puść na niego wentylatorek i pisz dalej. To co piszesz jest ciepłe, na pewno nikomu nie zaszkodzi, tylko dobrze zrobi.
Beem-dziękuję!
Dawno Cię nie było,gdzieś się zapodziała?
Przepiękna opowieść, pełna ciepła i miłości. Widać, żeście się wszyscy bardzo kochali. :*
Uwielbiam Twoją Mamę! Za upór i żelazną konsekwencję w realizacji marzeń... I umiejętność wprzęgnięcia reszty rodziny! I za ,,gonienie króliczka''...
Gdybym mogła podesłać, to chętnie. Dowolne ilości! Paroma setkami dysponuję...
Kumkanie jest nawet miłe dla ucha, ale z odległości nie mniejszej niż kilometr. Jeżeli bliżej, to normalnie idzie ogłuchnąć;)
A wiesz, że wieczorne kumkanie żab prognozuje ładną pogodę nazajutrz?:)
ojacie..jak ja Maman rozumiem..też bym zbierała....
pisz pisz,ja czytam,chociaż zarobiona po uszy.ale spoko.jeszcze troszkę.
Joanna-czasami się też tłukliśmy.Przeważnie ja z bratem.
Nawet mu głowę cegłówką rozwaliłam!
Zgaga-ja mam dużo takich wspomnień!
W miare możliwości będę "ględzić".
I nie mów głośno bo jak się Mama dowie....
Dikejka-ja jakoś nie miałam okazji słyszeć z bliska.Z dala nawet mi sie podobało.
O pogodzie wiem.
Wiem,Mijka,wiem.Jam cierpliwa,poczekam.
Biednaś Ty.
Wszelkie kumkające, ćwierkające czy cykające (czy co tam robią świerszcze)to dla mnie synonim prawdziwej sielskości, do której mi tęskno, bo ja miastowa od zawsze :-( . No, z króciutkim epizodem letniskowym.
ojtam..początek roku zawsze taki jest:)))
bardziej się obawiam warsztatów,które mam poprowadzić,muszę vice zapytać,co my tam ustaliły wiosną,bo zapomniałam jaki tytuł w końcu dałyśmy:)))))
chyba,ze znajdę w archiwum gg,bo ustalałyśmy własnie na gg i telefonicznie.
mam warsztatować uciztielki 1-3 w sprawie technik plastycznych,w sumie proste,ale nigdy jeszcze tego nie robiłam,a jak znam siebie,to zrobię miszmaszowo i gadatliwie:)
no i z kawusią,bo tak!
No i czy nie mam racji,że o rzeczach zupełnie zwykłych piszesz w sposób niezwykły? Sama sobie odowiem- mam rację!
Miłego:)
P.S.
I co dalej?????
kijanki:) oj, ulubione Wu, wyciągał je reką ze stawu sasiadów...dwa lata tak robił a potem nagle stop i nic! przed kijankami były mrówki, lubił jak chodziły mu po rękach:)
fajnych masz rodziców:)
Kurcze, jeszcze nie słyszałam, żeby ktoś tak pragnął mieć żaby w ogrodzie:) Ale śmieszna historia, rozbawiła mnie niesamowicie:)
Świetna jest Twoja mama:)
coś z tymi żabami musiało się Twojej mamie kojarzyć skoro tak bardzo lubiła kumkanie żab - może np. pierwszy pocałunek........
Prześlij komentarz