poniedziałek, 16 marca 2009

Wystraszony i zgwałcony...

Czasami tak bywa, że odrywam się od codziennych zajęć i mój wzrok pada w lustro.
Bo ja tak mam, że luster nie lubię.Kłamią notorycznie i prawdy mi nie mówią.
A jak już mówią to ja nie jestem zadowolona z tego co chcą mi powiedzieć.
Bo przecież nadal jestem piękna,młoda,zgrabna,szczupła i nogi po pachy mam.
I oczy promienne.I cerę brzoskwiniową.
Taaaaa....
No więc, jakieś dwa tygodnie temu, tak przed Dniem Kobiet,przez zapomnienie,podczas sprzątania,spojrzałam w takie jedno lustro.
Omatkomojacotozazmora!-krzyknęło coś w środku mnie.
Stoję przed tym lustrem i się gapię jak sroka w gnat.
I zaczynam analizować po kawałku.
No więc przydałoby się COŚ zmienić, ale co?
Włosy do ramion. W porzadku.Kolor daje trochę do myślenia, ale może być.
Odrosty trzeba zlikwidować.
No nie moja wina, że mojego ulubionego koloru nie ma od 2 miesięcy w sklepie.
Ale nic to. Jedziemy dalej.
Oczy mogą być.Nadal niebieskie i patrzące ufnie na świat. Tylko blask już nie ten.
Nos w sam raz.Przybyła mu tylko blizna co to mnie Żabul chapnął i mi go rozwalił (nie pisałam o tym ?)
Cera jakaś taka niezbyt promienna.Zaraz, zaraz a to co?
Zmarszczka? Macam paluchami, rozciągam twarz na wszystkie strony.
No jest cholera. Ciekawe kiedy wylazła? Nie ma co robić tylko mi twarz ozdabia.
Zabiję zarazę.
Wsadzam łeb pod kran,szampon,spłuku-spłuku,odżywka,spłuku-spłuku.Robię na głowie turban z ręcznika i zabieram się za resztę.
Wyciągam z lodówki "cudowny" krem.Drogi.Co to producent zapewnia, że nawilżanie 24 godziny,że zmarszczki precz,proteiny, złote drobiny.
Że ceramidy,retinol ble ble ble.Kto chce niech wierzy.
Jednym słowem z 50 zrobi ze mnie 18. No zobaczymy.
Najpierw jednak sięgam po maseczkę.
Peel-off bo takie lubię najbardziej. Maseczka ma konsystencję białka kurzego jaja ale ogólnie jest bardzo dobra.
Coś jej mało.Nie daje sie więcej wicisnąć z tubki. Biorę nożyczki, rozcinam tubkę i paluchem wygarniam resztki. Nakładam na twarz,omijam oczy.
Nie dość, że jej mało to jeszcze mi cholera spada z palucha i ląduje na biuście. Znaczy na koszulce,granatowej.I robi piekny zaciek.
Na twarzy się nie chciała trzymać a z koszulki nie mogę jej zetrzeć. Rozmazuję ją tylko robiąc jeszcze większą plamę na pół brzucha.
Maseczka sobie zastyga a ja, w turbanie, zasiadam na kanapie. Mam sie zrelaksować.
Tak z 20 minut,dopóki cholerstwo na gębie nie zastygnie.
Nastawiam płytę ulubieńca,sadowię się na kanapie,zamykam oczy. Maseczka zaczyna mi ściągać twarz.
Słyszę pukanie.
-Moment,usiłuję krzyknąć, ale ściągnięte maseczką w ryjek usta, uniemożliwiaja mi to.
Pukanie do drzwi się powtarza.Zrywam się i lecę do łazienki. Łapię duży ręcznik, zakrywam plamę na biuście i brzuchu, otwieram drzwi.
Za drzwiami listonosz.Na mój widok zrobił dziwny zwrot nogami w strone schodów ale się rozmyślił.
Chce coś powiedzieć ale słowa mu zamierają w gardle. Patrzy na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.Potem ucieka wzrokiem na boki.
Co to baby nie widział ?
On mi podtyka pod nos paczkę, pokazuje palcem gdzie mam podpisać.
Paczka jest adresowana na Tek.
Pytam czy swoim nazwiskiem podpisać, ale z ust wydobywa mi się pisk.
Łapię długopis,stawiam zygzak.Przy tej czynności spada mi z biustu ręcznik odsłaniając zapaćkany biust.
Listonosz znowu robi dziwne sztuki z twarzą.
-Uę i wi dzi-rzucam szybko,łapię paczkę,ręcznik z podłogi i zatrzaskuję drzwi.Chyba zrozumiał,że "dziękuje i do widzenia" mu rzekłam.
A potem ściągnęłam z pyska zastygniętą maskę, nałożyłam "cudowny" krem,wysuszyłam włosy,przebrałam się i zaczęłam być podobna do ludzi.

Wrócił z pracy Cris.Ja się przed nim gibam,uśmiecham zalotnie.
Cmoknął mnie w policzek,pogruchał z psem,uściskał Tek i NIC nie widzi.
-Cris-zaczynam,podając obiad-Czy ty nic nie zauważyłeś?
On rozgląda się zaciekawiony po kuchni, gapi sie na psa i Tek. No ślepy.
-A co się stało?
-A nic,mówię zrezygnowana-Znowu mnie w sklepie oszukali. A miał być cud. I ja głupia uwierzyłam,że będę piękna.
- Ale dla mnie zawsze jesteś piękna-rzecze Cris.
-Dobra, dobra- nie dałam się przekonać.
Po obiedzie zrobiłam kawę, ciasteczko do niej. Siedzimy,konsumujemy. Cris się gapi w telejajko.Ja ogladam prospekty.
Naraz oko mi błysnęło.
-Cris-muszę Cię zgwałcić!
-Oooo!-ucieszył sie Cris- A mocno?
-No to zależy od Ciebie, jak długo się będziesz opierał.
-No to chyba w moim interesie leży,żebym się długo opierał.To idziemy do sypialni?
-Stary zbereźnik.Tak przy dziecku?
-Gdzie Wy tu dziecko widzicie-odzywa się dorosła Tek.
-Bo wiesz Cris. Ja sobie tak myslę, że mi życie za szybko ucieka.A skleroza postępuje.Pamięć ludzka jest zawodna.
Trzeba by to życie jakoś zatrzymać, udokumentować.
O popatrz jaka fajna cyfrówka.I tania. I firma znana.
To jak,zgadzasz się?
-No jak mnie ładnie zgwałcisz to się zgadzam. Ale warunek stawiam.
-Jaki?-pytam zaciekawiona.
-Chcę mieć twoje zdjęcie na futrzaku!Powieszę w sypialni nad łóżkiem-śmieje się Cris.
No mówiłam, że stary zbereźnik.

I teraz się uczę obsługiwać "efekt gwałtu".
Z różnym skutkiem.

Miłego dnia

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Listonosz zawsze puka dwa razy i zawsze w najmniej odpowiednim momencie. U nas jest na szczęście pani listonosz, więc nie szokuje jej, gdy otwieram po jedenastej w nocnej koszuli albo z zylcem na głowie, lub czymś dziwnym na potwarzy.
Za to pan odczytujący licznik prądowy nabrał obrzydliwego zwyczaju pukania ok. 8.30, gdy mój zegar biologiczny wskazuje środek nocy. Pan patrzy na mnie z wyraźnym obrzydzeniem, gdy mu otwieram w stanie ,,rozczłapanym'' z jednym okiem otwartym, a drugim jeszcze śpiącym...

Neskavka pisze...

No to się rozumiemy.
U Ciebie pan "prądowy" a u mnie "wodociągowy', też w środku nocy.

Mijka pisze...

umarłam:)))))))))
ja do listonosza wysylam corki:)

Mijka pisze...

ale ciekawe,jak on będzie się zachowywał następnym razem..weź go może z farbą na włosach przyjmij?

Neskavka pisze...

Mijka-zrobi się. Albo coś innego wymyslę.

zdegustowana pisze...

Taki listonosz to ma fajną pracę!!!:)
napatrzy się chłopina,
nasłucha,
nachodzi......
Ubawiłam się Twoimi słowami- dziękuję! :)))

Neskavka pisze...

A proszę bardzo. O to mi chodziło, żeby się ktoś ubawił.