Wczoraj, mimo soboty, Cris był w pracy. Żabul, obrażony, że Pana nie ma, dał się wyprowadzić na spacer ale w domu mnie i Tek ignorował. Dostałam wnerwa strasznego !! No bo jak to jest ? Oficjalnie pies jest mój. Ja go karmię, rozpieszczam, kuruję w chorobie, zapewniam smakołyki i zabawki - ale jestem "tylko" dodatkiem do ukochanego Pana.Bo Pan to bóstwo, obiekt psich westchnień. Istota doskonała bo Żabula zabiera samochodem na spacery do lasu. A las piesek bardzo, ale to bardzo kocha.
- Czekaj małpiszonie - mówię do Żabula.
Nie dostaniesz na deser wątróbki ( a to druga rzecz, którą piesek uwielbia).
Mało się przejął, walnął się na kanapę i udaje, że śpi.
Jak się zdenerwuję to mnie ciągnie do słodkiego. Szukam po szafkach ale znalazłam tylko słone paluszki. Cholera, jak za czasów PRL-u. Królestwo za cukierka !!!!
Wpadłam do pokoju córki:
- Tek, zrób coś, bo zwariuję ! Coś słodkiego i to już !!
Tek : Chcesz buzi ?
Ja: Nie wymyślaj tylko szukaj.
Przekopała wszystkie swoje torebki i znalazła dwa lizaki. Jednego od razu wpakowała do ust, drugim się ze mną podzieliła.
Wlazłam na Skype,a i dorwałam siostrę. Pytam co robi.
- Testuję nową kuchenkę. Ma termoobieg i piekę beziki. Zostały mi żółtka. Nie wiesz co z nimi zrobić?
- Chruściki - mówię szybko i aż mi dech zapiera. Rety beziki, coś co uwielbiam. Dostałam ślinotoku.
- Zwariowałaś ! - mówi siostra - Po moim trupie. Ja je robię tylko na Sylwestra !!!
- Y..y no to nie wiem.
- Dobra, to poszukam przepisu na kruche ciasteczka. To na razie. Pa.
Ano pa. A Ślina mi napływa do ust z siłą wodospadu.
Mama jeść- rozdziera się mięsożerna Tek. No tak, zjadła słodkiego lizaka to teraz musi "zagryźć". Tym bardziej, że pachną kotlety.
- Zaraz będzie obiad - mówię. Ziemniaki się gotują.
W chwili, kiedy je odcedzałam, wrócił Cris. Żabul, z szybkością rakiety, wypadł z pokoju, drze mordę na całe osiedle, "opieprza" męża za nieobecność.
- Cześć dziewczyny- Cris uspokaja psa i rozdaje buziaki.
Jak Wam minął dzień ?
- A tam !- warczę. Myj łapy i chodź jeść. Zjedliśmy. Pozmywałam. Idziemy do pokoju. Po drodze potykam się o rozrzucone zabawki Żabula.
- Małpiszon - mówię głośno.
Cris popatrzył na mnie i mówi:
- Chodź Żabul, idziemy na spacer.
Poszli. Nie było ich z pół godziny. Wracają. Cris trzyma jakiś pakunek.
- To dla ciebie - wręcza mi go.
Rozwijam a tam kawałek ciasta z galaretką ( tak 30 x 30 cm).
Ja: - Co tak mało ? Aż strach to jeść.
Cris się złapał za głowę, Tek w śmiech a ja znikam w kuchni.
Godzinę później na stole stały dwa ogromne talerze "Szybkich faworków Wkn" ...
Miłego dnia
P.S." W porządnym domu zawsze powinno być coś słodkiego do herbaty" jak mawia moja mama.
Cytat pochodzi ze sztuki "Upiór w kuchni", gdzie gospodyni serwowała gościom ciasteczka z trucizną. Tylko nie pamiętam czy to był arszenik czy cyjanek....
Miłego...
2 komentarze:
Ja też znam ten ból ,kiedy w domu nie ma nic słodkiego.
Ostatecznie słoiczek dżemu idzie w ruch obrotowy, a potem kiszony ogórek i tak na zmianę :)
Miłej niedzieli.
Oooo. A ja nie wpadłam na to, że mam w domu dżem. Przecież to też słodkie....
Pozdrawiam
Prześlij komentarz