niedziela, 20 listopada 2011

Gryzelda Demon

Pewnie jesteście ciekawi co tam słychać u naszego nowego członka rodziny?
Chyba już najwyższa pora zaspokoić Waszą ciekawość i opowiedzieć jak to z Azą było...

Kiedy już było wiadomo,że weźmiemy kolejnego psa (bo ja wariacji dostawałam z tęsknoty i żalu) i był warunek,że pies ma być po przejściach,zaczęłam przeszukiwać strony schronisk w Opolu i Wrocławiu.Podświadomie szukałam psa bardzo podobnego do Żabulka.I znalazłam.
I wtedy moja rodzina,w osobie Tek i Crisa,stanęła okoniem.Nie wyrazili zgody.Udowodnili mi,że stale będę psy porównywać a to tylko może pogłębić mój żal.Z ciężkim sercem ale przyznałam im rację.A potem sobie uświadomiłam,że w moim mieście jest Przytulisko.
No więc czym prędzej wlazłam na ich stronę w internecie i zanim Cris wrócił z pracy miałam wybrane 3 psy.Wśród nich była nasza Aza,która miała zupełnie inne imię.Pokazałam owe wybrane psy rodzinie i oni najbardziej zachwycili się Azą.Następnego dnia był mail do przytuliska z pytaniem o warunki adopcji psa.Nie mogąc doczekać się odpowiedzi (wszak były wakacje,był lipiec przypominam) obudziłam Tek i powiedziałam,że jedziemy po psa.Już i natychmiast.Tek zrobiła wielkie oczy i zaczęła coś stękać ale ja byłam twarda.Powiedziałam,że albo natychmiast albo psa wcale nie będzie.
Na takie dictum Tek się migiem ubrała,zrobiła makijaż,zamówiłysmy taksówkę i w drogę.Pominę milczeniem wygląd owego miejsca gdzie przebywaja psy.Nie jest to miły widok bo psy w klatkach czy przywiązane do bud nie maja zbyt radosnego wyglądu.
Przywitała nas pewna dość miła pani,pokazała nam psy,o każdym coś ciekawego rzekła.Powiedziałyśmy,że mamy wstępnie wybranego psa więc zaprowadziła nas do pomieszczenia,gdzie w kącie siedziała Aza.Na nasz widok pies się podnióśł a mnie szczęka opadła.
-Jaka ona wielka-wyrwało mi się z gardła.
Na co Aza odwróciła się tyłem i siadła z powrotem.No widać było,że się obraziła.
Inne psy szczekają,machają ogonami,skacza na kraty a ona siedzi jak posąg.
Tek stanęła przy kracie i się w nią intensywnie wpatruje,ja ją lekko odciągam,mówię,żebyśmy obejrzały inne psy.Tek się z wachaniem odwróciła.I wtedy co widzą moje oczy?
Aza wstaje,podchodzi do krat i łapą delikatnie głaszcze Tek po plecach.Tek się odwraca i napotyka oczy Azy.A w oczach psa jedna wielka prośba:NIE ZOSTAWIAJ MNIE TUTAJ!
Oczy mi się zaszkliły bo dokładnie taka sama sytuacja była z Żabulkiem.Ten sam gest i takie same błagalne oczy.
Od tego momentu wszystko potoczyło się błyskawicznie.Wyciągnęłam z torebki smycz i obrożę (bynajmniej nie po Żabulku),Tek poszła z psem na pierwszy spacer a ja do biura podpisać papiery adopcyjne,jednocześnie dając psu nowe imię,wybrane przez rodzinę.
Bo stwierdziliśmy,że skoro dajemy psu nowe życie to i imię powinna mieć nowe.
A potem był najdłuższy w życiu Azy spacer.Ten do nowego domu.Nie wiem ile kilometrów.Z jednego krańca miasta na drugi.Pogoda piękna,lato,upał,zielone drzewa i pies.
Początkowo pies się bardzo cieszył spacerem.Potem,kiedy okolica zrobiła się dla niej nieznana,zaczęła się denerwować i niecierpliwić.Chciała wracać do schroniska.Jakoś nam się udało ją przekonać aby szła dalej.A potem psica złapała nowe zapachy,spodobał jej się park.Podniosła ogon i nawet zaczęła nim wiwijać i już bardzo grzecznie doszła do samego domu.
I wydawało sie,że wszystko będzie dobrze.Taaaaa....
Pierwsza trauma-schody.
Pies się panicznie bał wejść na klatkę schodową,na widok schodów zaczęła się rzucać,szarpać,piszczeć.Trochę trwało zanim udało nam się ją uspokoić i wspólnymi siłami zaciągnąć na pierwsze piętro.
Aza obwąchała starannie wszystkie kąty,napiła się wody i skoczyła na parapet do okna.Zjadła miskę przygotowanych smakołyków.
A potem wrócił z pracy Cris i już od progu rzucił:-Witaj piesku!
A potem dodał:-Jaka ona wielka!
Po obiedzie poszliśmy z psem na spacer,długi.Ja z torebką psich ciasteczek w łapie,Cris z kagańcem i z psem na smyczy.
Idziemy,gadamy,pies grzecznie idzie.Naraz patrzę:jedzie starowinka na rowerze i się do nas uśmiecha.Cris ściągnął psa i zeszliśmy na trawnik.Babka się zatrzymała,zlazła z roweru i pyta czy pies ze schroniska i nazywa sie Aza?
Ano tak.I co sie okazało proszę państwa? Że na naszym osiedlu mieszka mnóstwo wolontariuszy,którzy znają Azę,opiekowali się nią i bardzo się cieszą,że znalazła nowy dom.
A potem zaczęło się codzienne życie z nowym psem.
I pierwsze zgrzyty.
Przy pierwszej wizycie u Waldusia trochę się rzucała.
Okazało się,że pies ma chorobę skóry.Dostała tabletki witaminowe,tran,antybiotyki w zastrzykach.
Nie mogliśmy psa zaszczepić bo dostała swoich kobiecych przypadłości.
Przy drugiej wizycie dostała nagrodę z pudełka z napisem:CIASTECZKA DLA ZDYSCYPLINOWANYCH PACJENTÓW!
Jak już się psica trochę oswoiła z rodziną to na spacerze pokazała na co ją stać!
Nie daj boże spotkać drugiego psa!
Takiego latającego luzem.
A już na widok suki Aza zamienia się w bestię.
Jest silna jak koń,potrafi skakać na wysokość mojej głowy.Żadne metody nie skutkują.
Kupiliśmy specjalne szelki.walduś zaaplikował jej tabletki wyciszające.
Zastanawiamy się nad obrożą elektryczną ale dla mnie to jest zbyt barbarzyńskie.
Nadal mam nadzieję,że znajdę na nią sposób.
Na dzień dzisiejszy bilans wychodzi ujemny:
-zerwana 2 razy smycz (3 cm szerokości,skórzana)
-podgryziony pies (ale to on zaatakował Azę,ona się tylko broniła)
-rozwalone moje spodnie
- ufajdana w błocie kurtka
-urwane szelki "edukacyjne"
Do tego należy doliczyć jeszcze Crisową obrączkę.Małżonek szarpnięty przez psicę poczuł tylko jak obrączka poszybowała w ciemną noc.I szukaj wiatru w polu.
Co jeszcze?
Panicznie boi się kąpieli,krzyku,Tirów.
Nie potrafiła bawić sie zabawkami.Piszę,nie potrafiła,bo już od dwoćh dni zaczyna tarmosić jedną.
A tak ogólnie,pomijając jej spacery to w domu pies jest aniołkiem.
Nie wybrała jeszcze "przewodnika stada".Kocha nas wszystkich.
Dzień zaczyna się spacerem o godzinie 5 rano.Potem pies idzie dalej spać.Tak do godziny 9,30.
Drugi spacer.A potem zaczyna sie zabawa polegająca na tym,że psica bodzie mnie w bok jak krowa.Kiedy nie reaguję,zaczyna mnie delikatnie podgryzać.A potem są zapasy,boks,skoki,galopada po całym domu.Kiedy pies się lekko zmęczy (a ja mocniej),szczotkuję ją całą co ona uwielbia.Stoi spokojnie,macha ogonem i pysk jej się śmieje.
Psica idzie spać na swój kocyk a ja do codziennej roboty zaczynajacej się od odkurzenia całej chałupy.
Co jeszcze?
Po czterech miesiącach mogę z czystym sercem powiedzieć,że ją kocham nad życie.
I czasami na spacerach,kiedy nie ma innych psów,zdejmujemy jej smycz.A wtedy mój pies wygląda tak:



Dobrego dnia.

środa, 16 listopada 2011

Już od jakiegoś czasu....

zabieram się do napisania nowej notki.Idzie mi jak po grudzie.Nie mam mocy i już.
Bardzo trudno jest wrócić do czynnego życia blogowego po tak długiej przerwie.
No dobrze to teraz trochę ponarzekam...
Moje długie milczenie było spowodowane nie tylko stratą ukochanego psa.
Nowy pies też nie należy do aniołków jak początkowo się wydawało.
Ale najważniejszą przyczyną była awaria kompa.Dosyć poważna.
Wirus,który rozpanoszył się na moim dysku,wyrządził mi wiele szkód.
Niektóre rzeczy udało mi się odzyskać ale zniknęły pliki ze zdjęciami Żabula,cały notatnik (a w nim zarys nowych notek),teksty i recenzje Tek.
Kiedy już informatyk "ubił" wirusa i zainstalował od nowa cały system,zginęła mi płytka ze sterownikami.
Ja mam sklerozę przypominam.
Tek rozpaczała,Cris się denerwował,a ja za nic nie mogłam sobie przypomnieć gdzie ją upchnęłam.Powinna być tam gdzie inne płytki dotyczące kompa,nieprawdaż?
Ale jej tam nie było.
Po trzech dniach przypomniałam sobie jednak,że komp był w naprawie i dali mi potem jakieś pudełka ze starymi częściami.Poszperałam w owych pudłach i znalazłam płytkę ze sterownikami.Potem tylko musieliśmy przeczekać dwa długie weekendy i już kompa miałam w domu.Radość była wielka dopóki się nie okazało,że mam zaintalowaną inną przeglądarkę i ni huhu nie mogę się w niej połapać.
Nie mogę się przyzwyczaić do kroju liter,do układu stron,do wyglądu tychże.
Na szczęcie mam w domu Tek,która powoli (brak czasu) zmienia i poprawia to,co wirus mi zniszczył.
Więc jest szansa,że będę się częściej odzywać.

Miłego dnia.